Przypadek pierwszego prezydenta III RP to dobra ilustracja problemów, jakie Pan Bóg ma z ludźmi.
Bóg chce człowiekowi wybaczyć jego grzechy, ale ten człowiek musi najpierw przestać strugać aniołka. Dopóki zgrywa niewiniątko, baranka wełnistego i przeczystego męczennika, nawet Stwórca nie może mu pomóc. Bo dla uzyskania rozgrzeszenia grzesznik koniecznie musi uznać, że jest go za co rozgrzeszać. Inaczej się nie da.
Lech Wałęsa najwyraźniej ugrzązł w pułapce własnej taktyki, która polega na bezustannym przeprowadzaniu własnego procesu kanonizacyjnego, i to bez uprzedniego procesu informacyjnego. Ba – przez lata, gdy tylko ktoś spróbował zebrać nieco rzetelnych informacji o prawdziwym „słudze Bożym Lechu”, zaraz obrywał złym słowem, jeśli nie pozwem.
Dziś pozew już nie jest możliwy, bo to, że Wałęsa był „Bolkiem”, zostało dowiedzione bez najmniejszej wątpliwości. Wciąż jednak możliwe są słowa, którymi były prezydent może zaprzeczać grzechom swojej młodości, wciąż może pomstować i wygrażać. I wygląda na to, że zamierza to robić aż do końca swoich dni.
Cóż, być może za szybko wszedł na ołtarze i teraz zejście z nich wydaje mu się tak trudne, że aż niemożliwe. Może uznał, że jest za bardzo związany ze swoimi obecnymi salonowymi sojusznikami (którzy onegdaj, przypomnijmy, wieszali na nim psy). A może też jego upór przy wersji nieskazitelnego „Ja-Obaliłem-Komunizm”, jest spowodowany jakimiś okolicznościami, których nie znamy, a które mogłyby ujrzeć światło dzienne, gdyby przestał zaprzeczać faktom.
Jakakolwiek jest przyczyna postawy Lecha Wałęsy, na pewno jest to błędna postawa. Z pewnością ludzie dawno by mu przebaczyli, gdyby przyznał po prostu, że jego droga nie zawsze była piękna. Nie tylko Bóg wie, że ludzie są grzeszni. Ludzie też to wiedzą. Znają to z własnego doświadczenia, dlatego gdy spotkają się z autentyczną skruchą, najczęściej wybaczają.
Wybaczyliby Wałęsie, zwłaszcza że on jest nie tylko mały, lecz i wielki. Ma w swoim życiorysie rzeczy, których naprawdę nie musi się wstydzić – choćby wzorcowe zachowanie w kwestii prawnej obrony nienarodzonych dzieci, gdy był prezydentem. Jest w Wałęsie jakiś wyjątkowy rodzaj spontaniczności, która sprawiła, że jego minister Lech Falandysz nazwał urzędowanie swego pryncypała ostatnią prezydenturą romantyczną.
Jarosław Kuźniar we wtorek rano wrzucił na Twittera swoje zdjęcie z Lechem Wałęsą. „Zanim zacznie się taniec na pana politycznym grobie – szacunek za wszystko” – napisał.
Może Kuźniar szanuje byłego prezydenta za wszystko, więc i za ten epizod z płatnym donosicielstwem, ale niepotrzebnie mówi o politycznym grobie. Lecha Wałęsę wciąż można odzyskać jako prawdziwego człowieka, a nie posąg. I można go będzie szanować – byle tylko on pozwolił odzyskać się prawdzie.
Franciszek Kucharczak Dziennikarz działu „Kościół”, teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”.