Ponad 150 tys. osób podpisało się w niedzielę w ciągu kilku godzin pod internetową petycją o wycofanie wystosowanego przez królową Elżbietę II zaproszenia dla amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa do Wielkiej Brytanii.
Jak podkreślili autorzy petycji, Trump powinien być wpuszczony na teren Wielkiej Brytanii, ale nie powinien być zaproszony do królowej Elżbiety II, "bo byłoby to zawstydzające dla Jej Królewskiej Mości".
"Dobrze udokumentowana mizoginia i wulgarność Trumpa dyskwalifikują go z bycia przyjętym przez Jej Królewską Mość lub księcia Walii (Karola, następcy tronu - PAP). W związku z tym w trakcie swojej kadencji jako prezydenta Donald Trump nie powinien otrzymać zaproszenia do złożenia oficjalnej wizyty państwowej w Wielkiej Brytanii" - napisali.
Zgodnie z brytyjskimi przepisami wszystkie petycje, które zbiorą ponad 10 tys. podpisów, otrzymają oficjalną odpowiedź rządu, a te, które uzyskają poparcie ponad 100 tys. osób, mogą być przedmiotem debaty parlamentarnej.
Zbieranie podpisów rozpoczęło się w niedzielę rano po tym, gdy w ciągu nocy brytyjscy politycy i komentatorzy skrytykowali wprowadzenie przez amerykańskiego prezydenta dekretu radykalnie ograniczającego napływ uchodźców i wjazd do USA obywateli siedmiu zamieszkanych w większości przez muzułmanów krajów: Iraku, Iranu, Syrii, Sudanu, Libii, Jemenu i Somalii.
Po wcześniejszym czterokrotnym uniknięciu jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o ocenę nowej polityki Trumpa, w nocy z soboty na niedzielę kancelaria premier Theresy May ugięła się pod presją krytyki ze strony posłów i wydała oświadczenie, w którym zaznaczyła, że szefowa brytyjskiego rządu "nie zgadza się z takim podejściem i nie zamierza go zastosować (w Wielkiej Brytanii)".
W ostrzejszym tonie zakaz skomentował szef brytyjskiej dyplomacji Boris Johnson, który napisał, że "stygmatyzowanie ze względu na narodowość jest błędne i tworzące podziały". "Będziemy chronić praw i wolności Brytyjczyków w domu i poza granicami kraju" - podkreślił.
Brytyjskie media zwróciły uwagę, że nowy zakaz obejmie także wielu Brytyjczyków, którzy posiadają podwójne obywatelstwa, m.in. urodzonego w Somalii biegacza i jednego z najwybitniejszych brytyjskich lekkoatletów w historii, czterokrotnego złotego medalistę olimpijskiego sir Mohameda "Mo" Faraha, a także urodzonego w Iraku posła Partii Konserwatywnej ze Stratford-on-Avon Nadhima Zahawiego.
Farah, który na początku tego roku otrzymał od królowej Elżbiety II tytuł szlachecki za zasługi dla brytyjskiego sportu, a od lat mieszka i trenuje w Stanach Zjednoczonych, nazwał decyzję Trumpa "polityką opartą na ignorancji i uprzedzeniach".
Jak dodał, jest dla niego "niezwykle kłopotliwe, że będzie musiał powiedzieć dzieciom, że tatuś może nie móc wrócić do domu".
"Zostałem przyjęty w Wielkiej Brytanii z Somalii w wieku ośmiu lat, otrzymując szansę osiągnięcia sukcesu i spełnienia moich marzeń. Dumnie reprezentowałem mój kraj, wygrywając dla Brytyjczyków medale i otrzymałem najwyższe odznaczenie - tytuł szlachecki. Moja historia jest przykładem tego, co może się wydarzyć, jeśli buduje się politykę państwa na wyrozumiałości i empatii, a nie nienawiści i izolacji" - podkreślił.