Ulica żyje świętami. Sejm histerią. A Zachód - dziwnymi opisami polskiej rzeczywistości.
Podróż do pracy autobusem miejskim. Z okien migający obraz zwykłych ludzi kupujących choinki, śpieszących się do pracy. Ścigających autobus, który oczywiście tuż przed wejściem na pierwszy schodek bezecnie próbuje odjechać. O, jednak się zatrzymał. Dobrze, bo zimno. I takie tam zwykłe życie zwykłych Polaków. W autobusie trwa dyskusja:
- Pani, niech pani powie, o co w ogóle chodzi tym wszystkim ludziom w sejmie i pod sejmem?
- O demokrację.
- O demokrację czy o zadymę?
- O kasę chodzi! O kasę! Słyszała pani, że ubeki będą miały mniejsze emerytury, to i szaleją.
- Jakie ubeki! To ludzie, którym zależy na wolności.
- Jakiej wolności?! Kaczyńskiego na grób brata nie wpuścili, kodziarze zadymiarze.
- I dobrze. Po co taki na Wawelu.
- Co dobrze, co dobrze! Jak można zabronić modlitwy na grobie bliskiego?
- Jak kto świnia zwykła, ubrana w szatki demokraty, to i może zabronić. Tak to już u nas jest, jedni drugim do gardeł skaczą.
- No skaczą. Ale w sumie to i tak bicie piany. Oni się tam pokłócą, pożrą. Awantury zrobią. A my musimy jakoś żyć.
- I prawda. Święta prawda, panie. Wesołych Świąt.
- Wesołych...
Tyle warszawska ulica. Która to jedynie od czasu do czasu ożywia się autobusową dyskusją. Bez skakania do oczu. Bez histerii. Bez agresji (która to niestety przeniosła się do świata wirtualnego, nie wiedzieć jednak, czy prawdziwa, czy podgrzewana). Zwykli ludzie skupiają się na rzeczonej choince oraz promocji karpia w tym lub owym supermarkecie.
Nie bardzo wiadomo, co dalej będzie z protestami pod sejmem. Sytuacja w mediach (!) wygląda groźnie. Bo umiejętnie podsycane emocje do realnej i konstruktywnej oceny sytuacji nigdy nie prowadzą. Za to powodują wzrost animozji po obu stronach barykady. A na emocjach zyskuje garstka. Większość traci, choć się im poddaje.
Wiadomo też, coraz dobitniej, że proponowane zmiany w pracy dziennikarskiej i medialnej obsłudze sejmu, przedstawione zresztą w dziwny i niezbyt uprzejmy sposób przez obóz rządzący, nie są głównym problemem polskiej ulicy. I polskich domów. Jednak stały się przyczynkiem do obecnej awantury. Aż dziwne zresztą, że obóz rządzący nie przewidział podobnych reakcji. Temat wszak nośny i łatwo podbijany, działający na medialną wyobraźnię. Niezależnie od intencji, niezależnie od autentycznie proponowanych zmian, ogłaszanie ograniczeń w obsłudze medialnej sejmu, gdy dzieją się sprawy istotne - w postaci ustawy dezubekizacyjnej - wydaje się przedziwnym, kompletnie niepotrzebnym strzałem w stopę. Przyczynkiem i pretekstem do zamieszania, które Polakom na zdrowie nie wyjdzie, odwracającym uwagę społeczną od sprawy arcyważnej.
Co z protestami? Czy zostaną wyciszone? Czy wyciszą się w sposób świąteczno-naturalny? Wydaje się, że partie opozycyjne będą robić wszystko, by emocje wzniecać. I podniecać. Warto spojrzeć więc na obecne wydarzenia z odrobiną dystansu. I spokojniej. Histeria - w tym histeria medialna - nikomu nie pomoże.
À propos medialnej histerii... Właśnie napisała znajoma zza oceanu. Pytała, autentycznie przerażona, czy jest prawdą, że nad Polską już samoloty nie latają. I czy prawda to, że u nas... stan wojenny i w sklepach wykupują cukier oraz ryż. Podobno cukru już zabrakło. Więc może przysłać? Skąd ta jej wiedza? Z mediów, z informacji, które do niej docierają. Nie chciała uwierzyć, że ludzie czekają na święta, a ze sklepów wykupują karpie, bo promocja. A choinek raczej nie zabraknie.
Breaking NEWS! Jak podaje korespondent H. Foy w największych miastach w PL - Kraków i Wrocław - nie działa żadna stacja metra. #ciamajdan
— antyleft_ (@antyleft_) 19 grudnia 2016
Agata Puścikowska Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 redaktor warszawskiej edycji GN, od 2011 dziennikarz działu „Polska” w GN. Autorka kilku książek, m.in. „Wojennych sióstr” oraz „Święci 1944. Będziesz miłował”.