Odszedł brutalny dyktator, który przez prawie sześć dekad gnębił własny naród - oświadczył na wieść o śmierci Fidela Castro prezydent elekt USA Donald Trump. Obiecał, że jego administracja będzie wspierać Kubańczyków na drodze do dobrobytu i wolności.
"Dziedzictwo Castro to rozstrzeliwania ludzi, kradzieże, niewyobrażalne cierpienie, bieda i zaprzeczenie podstawowych praw człowieka" - napisał prezydent elekt w oświadczeniu opublikowanym w sobotę.
Podkreślił, że choć Kuba pozostaje totalitarną wyspą, to ma nadzieję, że śmierć Castro oznacza początek "odchodzenia od okropności, które trwały zbyt długo, ku przyszłości, w której wspaniali Kubańczycy wreszcie będą żyć w wolności na jaką zasługują".
Zapewnił, że nowa administracja USA, która rozpocznie pracę po zaprzysiężeniu Trumpa na 45. prezydenta USA 20 stycznia, "zrobi wszystko co może, by Kubańczycy mogli w końcu rozpocząć drogę ku dobrobytowi i wolności". Podziękował też Amerykanom kubańskiego pochodzenia, którzy głosowali na niego w wyborach prezydenckich 8 listopada.
Kilka godzin wcześniej Trump zareagował na śmierć Castro także na Twitterze, pisząc krótko: "Zmarł Fidel Castro!".
Oświadczenie republikańskiego prezydenta elekta zdecydowanie różni się w tonie i treści od tego, które opublikował nieco wcześniej obecny prezydent USA, Demokrata Barack Obama. W przeciwieństwie do Trumpa, Obama powstrzymał się od krytyki Fidela Castro, zaznaczając, że oceni go historia.
Wielu Republikanów - w tym zwłaszcza politycy kubańskiego pochodzenia, jak senatorowie Marco Rubio czy Ted Cruz - krytykowało Obamę za zakończenie trwającej ponad 50 lat polityki izolacji Kuby i zapoczątkowanie w grudniu 2014 roku normalizacji stosunków z wyspą rządzoną obecnie przez brata Fidela, Raula Castro.