Wydawać by się mogło, że to koniec, ofiary zostały wybrane i spisane, a reszta mogła odetchnąć z ulgą. Ale właśnie wtedy w tłumie powstało poruszenie i z szeregu wystąpił Maksymilian Kolbe, łamiąc najostrzejsze obozowe prawo, którego przekroczenie było najbrutalniej karane.
Za wystąpienie z szeregu więzień był automatycznie bity, co uniemożliwiało mu dalszą pracę, a za niezdolność do pracy szło się do gazu. Kolbe mógł być w tym momencie zastrzelony, ale esesmani nawet nie drgnęli. Wszyscy byli zszokowani jego spokojem i determinacją, z jaką podszedł do Niemców. "Szedł jak człowiek świadomy wielkiej misji" - tak to zapamiętał Micherdziński.
Dowódca esesmanów w końcu się ocknął i zapytał po niemiecku: "Czego tu chce ta polska świnia?" A Kolbe, wskazując na Gajowniczka, odparł spokojnie: "Chcę umrzeć za niego." Nie było żadnego "proszę", to było żądanie. I Niemcy podporządkowali się temu żądaniu.
Następnie zdarzyło się coś, czego historia istnienia obozów koncentracyjnych nigdy nie odnotowała: Niemiec odezwał się do więźnia per "Pan". "Dlaczego Pan chce za niego umrzeć?" Pozostałym esesmanom opadły szczęki. A Kolbe odparł: "On ma żonę i dzieci". To był cały katechizm Kolbego, który wszędzie w swoich nauczaniach podkreślał rolę ojca. Ojcostwo okazało się ważniejsze od jego doktoratów, jego misji i jego dokonań.
Dowódca esesmanów, po sekundach długich jak wieczność, odparł krótko: "Dobrze". I miejsce zostało zamienione. Człowieczeństwo wygrało z nieludzkim traktowaniem. Największe dobro, jakim jest oddanie za kogoś życia, wygrało z największym złem, jakim jest zamordowanie kogoś z nienawiści.
"O. Maksymilian, chociaż od 20 lat żył o jednym płucu, przeżył wszystkich. W komorze śmierci żył 386 godzin" - opisuje Micherdziński. "Po tym długim okresie umierania niemiecki kat w białym kitlu lekarskim zadał o. Maksymilianowi śmiertelny zastrzyk. A on znowu nie umarł... Musieli go dobić kolejnym zastrzykiem. Umarł w wigilię Wniebowzięcia NMP, jego Hetmanki. Przez całe życie pragnął pracować i umrzeć dla Niepokalanej. To było dla niego największe szczęście."
Franciszek Gajowniczek przetrwał obóz koncentracyjny w Auschwitz, a potem został przeniesiony do innego obozu w Sachsenhausen. Został uwolniony przez Amerykanów podczas likwidacji obozu w maju 1945 roku.
Był obecny podczas kanonizacji Maksymiliana Kolbego 10 października 1982 roku, której dokonał w Rzymie papież Jan Paweł II. Zmarł śmiercią naturalną 13 marca 1995 roku w wieku 93 lat. Został pochowany w Niepokalanowie, mieście zbudowanym przez Kolbego ku czci Niepokalanej.
Michał Micherdziński, świadek pamiętnego apelu w obozie, zmarł w 2006 roku. Wywiad z nim na temat tego, co wydarzyło się w Auschwitz przeprowadzono na dwa lata przed jego śmiercią.
Cały wywiad można przeczytać tutaj.