Jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, który „zafundował sobie” stopniową degradację krajobrazu kulturowego. Jak możemy powstrzymać ten proces?
Po 1989 r. zmiany społeczno-gospodarcze wpłynęły na kształt naszego krajobrazu, często negatywnie. W wielu miejscach kraju zaczęła się dzika urbanizacja, zaburzająca tradycyjny ład przestrzenny i kompletnie lekceważąca dotychczasowe założenia, ulokowane na tej przestrzeni od stuleci. Stare obiekty w wielu miastach stały się kłopotliwym reliktem, którego należało jak najszybciej się pozbyć, a nie przedmiotem troski, czy inspiracją, jak wykorzystać je dla nowych celów. Pod młotek poszły tysiące zabytkowych kamienic, obiektów użyteczności publicznej, hal zamykanych fabryk. Protesty konserwatorów zabytków często nie były skuteczne, zwłaszcza kiedy zaczęła się kreatywna interpretacja wielu przepisów i norm prawnych. Beztrosko wytaczano nowe ciągi architektoniczne w rejonach, które dotąd służyły zupełnie innym celom. Podobnej dewastacji uległ krajobraz wiejski, gdzie prywatni właściciele postępowali z przestrzenią publiczną, jak gdyby była wyłącznie tłem dla ich domorosłych często zabiegów inwestycyjnych. W sercu Europy odtworzyliśmy latynoski model urbanizacyjny, preferujący interesy nielicznych, bez należytej troski o dobro wspólne.
Nie zabytki, lecz dziedzictwo
Co można więc zrobić? Za rok w Krakowie będzie debatował Komitet Światowego Dziedzictwa UNESCO. Gospodarzem spotkania będzie rząd polski. 41. sesji Komitetu przewodniczył zaś będzie prof. Jacek Purchla, który od ponad 20 lat zajmuje się problemami ochrony dziedzictwa, m.in. jako dyrektor Międzynarodowego Centrum Kultury w Krakowie. Z pewnością warto ten czas wykorzystać do zastanowienia się nad stanem naszego dziedzictwa kulturowego oraz skuteczną jego ochroną.
Problemów jest wiele, zarówno natury finansowej, jak i prawnej. Są one pochodną tego, że odziedziczony po PRL system ochrony zabytków nie przystaje do obecnych realiów, zmieniła się także filozofia myślenia o dziedzictwie kulturowym. Odchodzi w przeszłość XIX-wieczny model myślenia o ochronie dziedzictwa poprzez konserwację, a niekiedy rekonstrukcję zabytków. W tym akurat jesteśmy silni i nasz potencjał konserwatorski jest przedmiotem zazdrości, także wielu krajów europejskich. Dzisiaj gra nie toczy się tylko o zabytki, w ich tradycyjnym XIX-wiecznym tego słowa znaczeniu. – Ochrona dziedzictwa, najkrócej rzecz ujmując, ma na celu wykorzystanie przeszłości dla współczesnych celów – zwraca uwagę prof. Purchla. Właścicielami i użytkownikami dziedzictwa jesteśmy my wszyscy. Dziedzictwo to nasza pamięć, nasz wybór i nasza tożsamość. Nasze codzienne wybory, nasza tożsamość przesądzają każdego dnia o tym, co uznajemy za wartość. Chodzi więc m.in. o to, aby publiczna dyskusja na temat dbałości o dziedzictwo doprowadziła do społecznej waloryzacji dziedzictwa lokalnego – uwidocznionej w samorządowych planach ochrony zabytków, planach rozwoju społeczno-gospodarczego i w innych aktach prawa miejscowego, dodaje. Kwestią kluczową zaś dla skutecznej ochrony zabytków w demokratycznym państwie prawa jest zasada ograniczonego prawa własności ze względu na interes społeczny, podkreśla prof. Purchla. Podporządkowując interes prywatny interesowi publicznemu, państwo tworzy jednocześnie system pomocy kompensujący dodatkowe obowiązki nałożone na właścicieli zabytków. Praktyka krajów europejskich jest w tym zakresie zróżnicowana. Często oznacza jednak sięganie do mechanizmów podatkowych (ulgi dla właścicieli zabytków) oraz tworzenie czytelnego systemu subsydiowania ze środków publicznych prac konserwatorskich w obiektach zabytkowych.
Świdnica. Wnętrze Kościoła Pokoju. Mirosław Jarosz /Foto Gość
Można i tak
Wobec tych nowych wyzwań i nowych zagrożeń potrzebą chwili jest stworzenie nowoczesnego systemu ochrony dziedzictwa kulturowego w Polsce, a także systemu zarządzania nim, opartym na samorządzie terytorialnym i społeczeństwie obywatelskim. Dzisiaj, nawet w bardzo bogatych krajach, panuje przekonanie, że fundamentem skutecznej ochrony dziedzictwa kulturowego jest uspołecznienie całego tego systemu. Nie może to być wyłącznie zadanie państwa, ale muszą w tym uczestniczyć samorządy, stowarzyszenia oraz osoby prywatne. Na szczęście mamy także w Polsce gminy oraz lokalne społeczności, które znakomicie rozumieją kompleksową ochronę nie tylko poszczególnych zabytków, ale całego krajobrazu kulturowego. Rozumieją, że dziedzictwo jest wartością, a nie przeszkodą w rozwoju. Takim przykładem jest np. Chochołów, jedyna wieś na Podhalu, która zachowała niezwykle wartościową, drewnianą zabudowę. Choć pewnie nie mieszka się w tych chałupach tak luksusowo jak w sąsiednich wioskach, które się „pobudowały”. Potrzebna jest także duma lokalnych społeczności, jak np. parafian Lipnicy Murowanej, Dębna Podhalańskiego czy podgorlickiej Sękowej z faktu wpisania ich niewielkich drewnianych kościołów na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO i niezwykła troska o ich zachowanie jako elementu pamięci zbiorowej oraz poczucia wspólnoty. I takie myślenie jest kluczowe w myśleniu o ochronie dziedzictwa. Bez tego żadne, nawet największe, nakłady finansowe naszego dziedzictwa nie uratują.
– Ważna jest też wizja, determinacja i odwaga w podnoszeniu zniszczonych zabytków z ruin, podkreśla prof. Purchla. To one doprowadziły np. w ostatnim czasie do stworzenia w Opactwie Ojców Benedyktynów w Tyńcu miejsca spotkań i dialogu. W tym celu – z wykorzystaniem funduszy europejskich – przeprowadzono wielkie prace konserwatorskie i budowlane w tzw. Wielkiej Ruinie, nadając jej nowe funkcje i „otwierając” to niezwykłe miejsce dla publiczności. To nie tylko działania czysto konserwatorskie, ale przede wszystkim powrót do naszych korzeni, zwraca uwagę prof. Purchla.
Andrzej Grajewski W redakcji „Gościa Niedzielnego” pracuje od czerwca 1981 r. Dziennikarz działu „Świat”. Doktor nauk politycznych, historyk. Autor wielu publikacji prasowych i książek – m.in. „Wygnanie” oraz „Agca nie był sam: wokół udziału komunistycznych służb specjalnych w zamachu na Jana Pawła II”.