"Tatiana Łysenko mnie okradła, ale podejrzewałam to od dawna. Cieszę się, że przeszłam po raz kolejny do historii, bo chyba nikt w ciągu dwóch miesięcy nie zdobył dwóch złotych medali olimpijskich" - powiedziała PAP rekordzistka świata w rzucie młotem Anita Włodarczyk.
Zawodniczka warszawskiej Skry we wtorek wieczorem dostała informację, że Łysenko (obecnie po mężu Biełoborodowa) została pozbawiona złotego medalu igrzysk w Londynie. Cztery lata temu w stolicy Wielkiej Brytanii Włodarczyk przegrała tylko z Rosjanką, co oznacza, że to ona zostanie uznana mistrzynią olimpijską.
"Nie jestem zaskoczona takim obrotem spraw. Już na przełomie maja i czerwca zadzwonił do mojego menedżera rosyjski agent sportowy i powiedział, że w mediach pojawiają się informacje o zażywaniu przez Tatianę niedozwolonych środków. Tak naprawdę od tego momentu czekałam tylko na potwierdzenie" - przyznała rekordzistka globu.
Włodarczyk od dwóch lat zdominowała rzut młotem. W sierpniu wywalczyła w Rio de Janeiro złoty medal olimpijski. Rok wcześniej została w Pekinie mistrzynią świata. Jest także rekordzistką globu.
"Teraz znowu przeszłam do historii, bo nie wiem, czy komuś udało się w ciągu dwóch miesięcy wywalczyć dwa złote medale olimpijskie" - śmiała się w rozmowie z PAP.
Podopieczna Krzysztofa Kaliszewskiego już w 2012 roku podejrzewała, że Łysenko może brać niedozwolone środki. Rosjanka nie tylko triumfowała w Londynie, ale zdobyła złoto także rok później w mistrzostwach świata w Moskwie.
"W obu przypadkach scenariusz był tak sam. Tatiana dwa miesiące przed główną imprezą ogłaszała, że jest kontuzjowana i znikała. Gdzie? Tego nie wiem. Potem przyjeżdżała na zawody docelowe i rzucała parę metrów dalej. Parę tygodni później startowała w Warszawie w Memoriale Kamili Skolimowskiej i już takich wyników nie robiła" - opowiadała Włodarczyk.
31-letnia lekkoatletka uważa, że doping u Łysenko został wykryty wcześniej, ale sprawę zatuszowano.
"Wydaje mi się, że niektóre osoby wiedziały o tym, że Tatiana bierze niedozwolone środki. Pewności oczywiście nie mam. Po igrzyskach w Londynie myślała, że się udało i rok później zrobiła to samo" - dodała.
Włodarczyk jest zadowolona, że sprawiedliwości stała się zadość, ale żałuje, że stało się to dopiero po czterech latach.
"Śmiało mogę powiedzieć, że Łysenko mnie okradła. To, co zrobiła, jest oszustwem" - powiedziała wprost urodzona w Rawiczu zawodniczka.
Na razie jeszcze nie wie, jakie są dalsze procedury. Czy sama będzie musiała odesłać swój srebrny medal. Nie ma jednak nadziei, że dostanie dodatkowe pieniądze, że zamiast drugiego miejsca, zajęła pierwsze.
"Pewnie mogłabym Łysenko oskarżyć i pójść z tym do sądu, ale to bardzo świeża sprawa. Żadnych decyzji jeszcze nie podjęłam. Nie wiem, czy się na to zdecyduję" - zaznaczyła.
Teraz dużo osób jej gratuluje. Zresztą po igrzyskach w Rio, gdzie nie tylko wywalczyła złoto, ale także wynikiem 82,29 m poprawiła własny rekord świata (później w Warszawie w Memoriale Kamili Skolimowskiej rzuciła jeszcze dalej - 82,98), stała się jeszcze bardziej popularna.
"To jest bardzo miłe, ale teraz jest prawdziwe szaleństwo" - przyznała.
Ostatni tydzień Włodarczyk spędziła w Nowym Jorku. Poleciała tam na zaproszenie polsko-amerykańskiego stowarzyszenia sportu.
"Było cudownie. Uczestniczyłam w paradzie generała Pułaskiego, która przechodziła przez całą 5. Avenue. To było duże przeżycie. Spotkałam się z wieloma Polakami, którzy opowiadali, jak przeżywali mój start w Rio. Byłam zaskoczona, że tyle osób to śledziło i trzymało za mnie kciuki. Przyjechałam z bagażem fajnych wspomnień" - powiedziała.
Trzykrotna mistrzyni Europy (2012, 2014, 2016) po raz pierwszy była na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych.
"Mogę porównać to do Kalifornii, bo tam jeżdżę regularnie na zgrupowania. Tam jest raj, a w Nowym Jorku nie wyobrażam sobie mieszkać. W Warszawie wydawało mi się, że tempo życia jest bardzo szybkie, ale tam to jest jeszcze bardziej odczuwalne. Wszędzie hałas, tłumy, wszyscy się spieszą. Miałam odpocząć przez ten tydzień, a chyba wróciłam jeszcze bardziej zmęczona" - przyznała.
Już teraz Włodarczyk powoli zaczęła trenować. Na razie trzy razy w tygodniu, wprowadzenie w ciężką pracę, która ma zacząć się w listopadzie.
"Już mnie nosiło. Na razie jednak nie mamy żadnych planów. Nie określiliśmy też na razie celu na kolejny sezon, nie wiem też, gdzie i kiedy będą zgrupowania. Ale za to wiem, że nie odpuścimy kolejnego roku. Chcę trenować na maksa, bo nie wiem, jak się dalej wszystko potoczy. Nie chcę odpuszczać" - zapowiedziała.
Teraz leci jeszcze na tydzień do brata do Anglii i parę dni spędzi w Warszawie.