Bohaterowie nowego programu będą poznawać się dopiero w Urzędzie Stanu Cywilnego. I już sama koncepcja nowego show pokazuje, że nikt tego ślubu nie traktuje poważnie.
21.07.2016 13:50 GOSC.PL
Jak przyciągnąć rzesze widzów przed ekran telewizora? Najłatwiej szokując. I po tę sprawdzoną metodę postanowili sięgnąć twórcy z TVN.
Uczestnicy nowego programu idą na randkę w ciemno. Tyle tylko, że finał show to nie odsłaniający się parawan i wspólna wycieczka (jak w programie prowadzonym kiedyś przez Jacka Kawalca), ale spotkanie na własnym ślubie z osobą, której się nie zna, a którą jako przyszłego współmałżonka dobrali obcy ludzie. Spośród zgłoszonych uczestników telewizyjni eksperci na podstawie testów psychologicznych, wyglądu czy przeprowadzonych rozmów dobierają pary, które spotkają się pierwszy raz w Urzędzie Stanu Cywilnego. Tam zdecydują czy się pobrać, czy nie, a decyzję oprą na chwilowym impulsie. Chodzi oczywiście wyłącznie o ślub cywilny. Bo w Kościele małżeństwo jest traktowane poważnie. W nagrodę za wypowiedzenie cywilnoprawnego "TAK" stacja TVN zorganizuje im wesele i podróż poślubną, a następnie będą musieli zamieszkać ze sobą na półtora miesiąca.
Ile warty jest taki telewizyjny ślub? Tyle, co 5 minut telewizyjnej sławy i sponsorowana przez TVN wycieczka. Czyli niewiele. I w związku z tym nikt rozsądny nie zdecydowałby się na taki krok, gdyby to miała być wiążąca na całe życie decyzja. By uświadomić sobie, jak absurdalny jest pomysł twórców programu, wystarczy zadać sobie pytanie: Czy dla 5 minut na ekranie pozwoliłbym, by o kształcie całego mojego przyszłego życia zdecydowali telewizyjni "eksperci"? Czy podjąłbym decyzję o związaniu się na całe życie z kimś, kogo spotykam pierwszy raz w życiu, bo twórcy rozrywkowego programu uznali, że z jakichś powodów do siebie pasujemy? Odpowiedzi są oczywiste. I nikt, kto zada sobie te pytania, nie będzie już programem TVN zszokowany, ale zażenowany.
Oprócz poczucia zażenowania, jakie wywołać może propozycja do jesiennej ramówki, nowy program niesie jednak także konkretne społeczne konsekwencje: utrwala w świadomości niewyrobionego widza przekonanie, że małżeństwo to kwestia tymczasowego kaprysu - może się uda, a może nie. I można się nim bawić w dowolny sposób. Takie myślenie zagości w głowach niejednego widza na znacznie dłużej, niż pamięć o durnym programie.
I czego by nie mówili telewizyjni eksperci od PR - telewizyjna szopka zwana ślubem, choćby i miała mieć konsekwencje prawne, nigdy nie będzie traktowana poważnie. Poważnie można potraktować ślub, który jest wolną i przemyślaną decyzją małżonków, którzy chcą spędzić ze sobą życie. Na dobre i na złe. Dopóki śmierć ich nie rozłączy. Taki ślub proponuje Kościół, nie rozrywkowa telewizja.
Wojciech Teister