Papież Franciszek podkreśla: „Rodzina uratuje świat”. Dlaczego? Bo jest najlepszym lekarstwem!
Bezpośredni pasterz
W zeszłym roku Papież przez kolejnych kilkanaście tygodni wygłaszał w trakcie środowych audiencji generalnych nauki, dotyczące rodziny. W tym roku Fundacja Instytut Globalizacji zdecydowała się wydać wspomniane rozważania w postaci książki pt. „Rodzina uratuje świat”. Inicjatywa ta wydaje się szczególne ważna w kontekście społecznej refleksji, dotyczącej papieża Franciszka. Ojciec Święty spotyka się z niesłabnącym zainteresowaniem. Jest to oczywiste. W wypadku jednak Franciszka zainteresowanie to nie zawsze łączy się z rzetelnym prezentowaniem jego słów. „Rodzina uratuje świat”, co istotne w tym miejscu, nie jest oficjalnym stanowiskiem głowy Kościoła. Nie jest to także publiczna wypowiedź katolickiego Magisterium. Jest to raczej żywa refleksja kogoś, kto będąc blisko Boga, jednocześnie ukazuje realne problemy człowieka. Nie jest to ponadto wyłącznie teologiczna refleksja. Podobne spojrzenie byłoby dla papieża w pewnym sensie bardzo wygodne. Wiele tematów w podobnym ujęciu mogłoby zostać jedynie zarysowane. Franciszek idzie znacznie dalej. Traktuje on bowiem rodzinę jako całość, unikalną jedność ludzi. Jedność ta przedstawiana jest przez Ojca Świętego na różnych poziomach. W wypowiedziach papieża spotykamy np. uwagi dotyczące emocji połączonych z wizją „latających po mieszkaniu talerzy”. Widzimy matkę płaczącą nad dzieckiem, które umarło. Franciszek jasno pokazuje w innym miejscu lęk dziecka, które boi się kłótni rodziców.
Manipulacja mediów
Na kartach książki „Rodzina uratuje świat” jest także miejsce na socjologiczne uwagi. Papież kapitalnie obnaża manipulację części mediów, na których celowniku znalazła się m.in. damsko-męska wierność. Papież nie zatrzymuje się jednak na podobnych psychospołecznych kontekstach. W dyskusji, dotyczącej relacji małżeńskich oraz rodzinnych, dominuje obecnie spojrzenie psychologiczne, odnoszące się wyłącznie do doświadczanych emocji. Franciszek, wnikając w relację, podobnie jak Jan Paweł II ukazuje fenomenalne zjawisko „rodzinnej komunii osób”. Co cenne, w refleksjach papieża z Argentyny dostrzec można także jego jakże celne stwierdzenie, które kilka lat temu wyartykułował w trakcie rozmowy z rabinem Abrahamem Skórką. Stwierdził wówczas, że winniśmy powrócić do „kultury spotkania”, w trakcie którego dwie strony mają świadomość, iż są dla siebie darem. Małżeństwo i rodzina to dla papieża unikatowe dary.
Pięknie i trudno
Franciszek, diagnozując rodzinę, ukazuje ją przez pryzmat „obietnicy”. Nad tym słowem zatrzymuje się on w trakcie kilku katechez. Według niego, złożenie obietnicy, danie słowa to szczególny dar, jaki zbliża nas do Boga. To Stwórca obiecał bowiem nam -jego dzieciom - że „nie zostawi nas sierotami”. Paradoksalnie, obietnica towarzyszy małżeństwu jeszcze zanim ono powstanie. Mówiąc o tym, Franciszek w sposób wręcz niezwykły ukazuje konkretną rolę oraz wartość narzeczeństwa. W czasach obecnych wspomniana instytucja w zasadzie jest całkowicie pomijana w literaturze pedagogicznej i psychologicznej. Wygląda na to, że powoli także naukowcy przyjęli, iż młodzi przed ślubem mają prawo się „wypróbować”. Franciszek wprost wskazuje inną drogę. Podkreśla, że omawiany okres to czas „uczenia się siebie”. Ta lekcja, jakiej doświadczają młodzi, jest unikatowa. Czemu? Bo tylko jej dojrzałe przebycie pozwala młodym na walkę z „kulturą tymczasowości”. Franciszek bardzo mocno stwierdza, że dzisiaj coraz powszechnej podkreśla się, że „nie ma stałości”. Podejmuje się działania tylko na pewien czas. Tu znów pojawia się słowo obietnica. Jego analiza mocno dotyka w tym kontekście małżeńskiej duchowości. To właśnie ona jest unikatowym „składnikiem rodziny”. Jest czymś więcej niż emocjonalną refleksją, która ma zmienną postać. Rodzina jest, zdaniem papieża, „domowym kościołem”, miejscem, w którym dojść może do najgłębszej bliskości, w którym każdy z jej członków jest połączony z innymi w niepowtarzalny sposób.
Prawo i wychowanie
Kreśląc socjologiczny obraz rodziny, Franciszek dostrzega, że w czasach dzisiejszych doszło w istocie do „zdelegalizowania miłości małżeńskiej”. Bliskość, poświęcenie, bezinteresowna troska nie spotykają się zbyt często z zainteresowaniem mediów. Doszło, jego zdaniem, do „gloryfikacji prawa” jako szczególnie istotnego elementu np. relacji małżonków. Papież celnie jednak pyta: „Kto chciałby być kochany tylko dlatego, że tak każe komuś prawo?”
Przepisy pozwalają na rozwiązanie małżeństwa, ale - jak podkreśla Franciszek - nie zezwalają one na to, by "dziecko stało się zakładnikiem mamy i taty", by było wykorzystywane w ich walce między sobą. Ojciec Święty dokonuje wnikliwej obserwacji dzieciństwa. Choć w najnowszej historii kościoła mamy dokumenty, które wprost były kierowane do najmłodszych, to jednak próżno szukać takiej refleksji nad okresem dorastania. Wydaje się, że papież dokonuje w tym temacie pewnego podziału. Z jednej strony dostrzega szczególne cechy małych dzieci. Pisze on wprost, że „nie są one dyplomatami”. Stwierdza, iż to dzieci potrafią mówić wprost. Nie ma w nich, jak stwierdził Franciszek, podwójności, z której my, dorośli, tak często korzystamy. Od pierwszych chwil są „przygotowane, by je kochać”. Jego jednak zdaniem, świat dzisiejszy w pewnym sensie zagubił dzieciństwo. Coraz częściej z dzieci tworzy się „małych dorosłych”. Z kolei rodzice niejednokrotnie są zastępowani przez ekspertów od wychowania. Franciszek przypomina jednak, iż są takie błędy, które mają prawo popełnić tylko rodzice. Podkreślając kluczową rolę ekspertów od wychowania, całkowicie pomija się niestety dobro rodziny, patrząc wyłącznie na mylnie pojmowaną ideę praw dziecka. W podobnym działaniu zdaniem papieża pomocna jest niestety coraz bardziej dominująca w społeczeństwie „administracyjna mentalność”, która utrwalona jest przez zastępowanie etyki wyłącznie refleksją techniczną.
Chwilę o pięknie
„Rodzina uratuje świat” nie jest jednak wyłącznie refleksją widzianą przez negatywne okulary. Wręcz przeciwnie. Franciszek wychodzi przede wszystkim od strony idealnego przykładu, jaki dostrzegamy w Nazarecie. To właśnie zatrzymanie się na Jezusie, Maryi oraz Józefie stanowi dla papieża punkt odniesienia. Zbawiciel dzięki doświadczeniu miłości w domu mógł nie tylko się rozwijać. Mógł On ponadto odnaleźć powołanie. Maryja była tą pierwszą, która go pokochała. Józef był z kolei tym, który w pewnym sensie uczył się Jezusa. Franciszek w postaci opiekuna i ojca widzi w tym ujęciu kogoś szczególnego. To bowiem ojciec ma możliwość głębszego wniknięcia w treść modlitwy "Ojcze nasz". Jest to sytuacja, w której "tata mówi do Taty". Postać ojca jest dla papieża bardzo istotna. Co ciekawe, unika On zwrotu "przypowieść o synu marnotrawnym", używając określenia "przypowieść o miłosiernym ojcu". Idealny przykład nie powoduje jednak, iż Franciszek ucieka wyłącznie do refleksji o doskonałości. Dużo miejsca poświęcił bowiem cierpieniu. Ciekawym jest spostrzeżenie Ojca Świętego słusznie dostrzegającego, że największy ból paradoksalnie sprawić mogą sobie osoby, które mocno się kochają.
Papież stawia jednak nie tylko diagnozę. Przepisuje on także lekarstwo. Jest nim przede wszystkim obecność. Mowa jednak o aktywnej obecności. O spotkaniu przy rodzinnym stole, jak stwierdza papież, bez „smartfona w ręku”. Drugim elementem – kluczowym, zdaniem papieża - jest stałe używanie słów: "czy mogę?” „dziękuję” i „przepraszam”. W opinii Franciszka to słowa wyjątkowe, czasem wręcz ratunkowe. Dzięki nim rodzina może żyć. Zapominanie o nich to „odbieranie tlenu rodzinie”.
Coś nowego!!!
Czytając "Rodzina uratuje świat", nieraz można mieć wrażenie, że papież odkłada notatki i mówi coś wprost, od siebie. Jest tak np. gdy wspomina, jak pytał mamę, kogo z jego rodzeństwa najbardziej kocha. Podobne uczucie mam także, gdy Franciszek przeprasza za błędy duchowieństwa albo kilka razy używając słowa: „piękne”, opowiada o gestach rodzinnych, takich, jak podnoszenie dzieci przez ojców do góry.
W omawianej książce Ojciec Święty nie tylko naucza. Papież, mówiąc o rodzinie, chce ją przede wszystkim jeszcze lepiej poznać. Ewidentnie podejmuje się on promocji rodziny, pokazując jej szczególne miejsce w dziele stworzenia. Mówi o niej, że jest pieszczotą Boga. Wydaje się, że papież dzieli się także sobą, swoim doświadczeniem, radością oglądania np. miłości swoich dziadków, miłości, którą chce zarazić jak najwięcej osób.
Błażej Kmieciak - pedagog, socjolog, bloger serwisu gosc.pl