Chodzi o incydent z policją przed nocnym klubem w 2013 roku.
Pół roku więzienia w zawieszeniu, grzywna i obowiązek przeproszenia policjantów w branżowym piśmie oraz obwieszczenie w gablocie sądowej - taki wyrok wymierzył w piątek Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście b. posłowi Przemysławowi Wiplerowi za znieważenie i naruszenie nietykalności policjantów.
Chodzi o zdarzenia z października 2013 r., gdy Wipler z kolegami bawił się w kilku stołecznych klubach, a w godzinach nocnych wyszedł przed klub i przeszkodził policjantom interweniującym w sprawie bójki. Skończyło się na tym, że to Wipler został zatrzymany, znalazł się w izbie wytrzeźwień, na komendzie policji i w szpitalu. Jak twierdzili policjanci, dopiero po wszystkim zorientowali się, iż mieli do czynienia z posłem.
Zaraz po zdarzeniu Wipler wystąpił na konferencji prasowej (miał widoczne obrażenia twarzy); tłumaczył, że świętował kolejną ciążę żony. Po wyjściu z klubu - według jego relacji - włączył się do policyjnej interwencji wobec innej osoby. Zaznaczył, że został pobity przez policjantów. Mówił, że lekarze stwierdzili u niego m.in. uszkodzenie rogówki i liczne stłuczenia.
Proces trwał ponad rok. Sąd przez ten czas przesłuchał towarzyszy Wiplera z imprezy oraz świadków bójki przed klubem. Oglądał też zapisy monitoringu - klubowego, miejskiego i policyjnego (łącznie z takimi, które nie były dotąd znane).
Przed tygodniem prokurator Piotr Skiba wnosił o skazanie Wiplera na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 10 tys. zł grzywny, nakazanie b. posłowi publikacji pisemnych przeprosin w miesięczniku "Policja 997" wydawanym przez Komendę Główną Policji oraz podanie wyroku do publicznej wiadomości. Obrona wnosiła o uniewinnienie. Sam Wipler nie skorzystał z prawa wygłoszenia "ostatniego słowa" przed sądem. Nie było go również w sądzie w piątek. Przybyli natomiast pokrzywdzeni policjanci oraz - w geście solidarności - kilkanaścioro ich kolegów w mundurach. Słuchali wyroku z ław dla publiczności.
Po zbadaniu wszystkich dowodów sędzia Piotr Ermich uznał, że oskarżenie prokuratury jest zasadne, choć złagodził sankcję, z żądanych 10 miesięcy na 6 miesięcy, w zawieszeniu na okres próbny wynoszący nie 3, a 2 lata. Nakazał też mu zapłatę grzywny, przeproszenie funkcjonariuszy i pokrycie kosztów ich prawnika. "To nie była obrona ze strony pana Wiplera, bo to on był osobą wulgarną, eskalującą przemoc. Nie był to bierny, a czynny opór" - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Piotr Ermich.
Podkreślił, że działanie Wiplera było "bezzasadnym wtrąceniem się do legalnej i uzasadnionej interwencji policji", co mogło spowodować, że sprawcy bójki (do której wezwano funkcjonariuszy) będą mogli się oddalić z miejsca tego przestępstwa - bo policjanci musieli się zająć nietrzeźwym i agresywnym Wiplerem.
"Oskarżony agresywnie i wulgarnie wtrącił się w interwencję policji. Wbrew twierdzeniom obrońców, agresja oskarżonego nie była naturalną reakcją obronną. Funkcjonariusze nie mogli pozostać bierni, musieli obezwładnić agresywną osobę. Ludzie po alkoholu robią rzeczy, których na trzeźwo by nie zrobili" - dodał sąd.
Wyrok jest nieprawomocny i niewykluczone, że zostanie zaskarżony apelacją do wydziału odwoławczego Sądu Okręgowego w Warszawie. Jeden z obrońców Wiplera, mec. Krzysztof Sobieski powiedział PAP, że po analizie pisemnego uzasadnienia mogą zapaść dalsze decyzje w tej sprawie.
Usatysfakcjonowany wyrokiem był mec. Grzegorz Wilga, pełnomocnik pokrzywdzonych funkcjonariuszy (oni sami nie chcieli się wypowiadać, prosili też, by media nie rozpowszechniały ich wizerunków).
Zadowolony z wyroku był też oskarżający Wiplera prok. Piotr Skiba. "Sprawiedliwości stało się zadość, prawda zwyciężyła. Dla prokuratury i dla całej formacji policji był to wyrok wyczekiwany. Ten wyrok krzepi, bo w całości jest oparty na prawdzie. Nikt, kto miał możność obserwowania procesu - łącznie z tymi nagraniami, które nie były dotąd publikowane - nie ma co do tego wątpliwości. A linia obrony oskarżonego rozpadła się niczym Austro-Węgry" - podsumował.