W centrum Rzymu jest kościół na kościele, ale na obrzeżach niekiedy kościołów brakuje.
Kiedyś chciałem sprzedać kościół, ale nie wyszło. Szkoda! Proszę się nie oburzać. Za chwilę wyjaśnię. Raz po raz słyszymy, że gdzieś w Europie sprzedano kościół katolicki, który nabywca przerobił na mieszkania, hotel, sklep albo restaurację. Za to przybywa meczetów. Najwięcej jest ich we Francji, potem w Niemczech i Wielkiej Brytanii. I wciąż planowane są nowe, niekiedy olbrzymie. Można mówić o masowej budowie meczetów w Europie. Swego czasu Arabia Saudyjska, która nie przyjęła ani jednego uchodźcy z Syrii, bo musi bronić się przed terroryzmem, oświadczyła, że chętnie sfinansuje budowę 200 meczetów w Niemczech, aby azylanci mieli się gdzie modlić. Tego rodzaju sytuacje smucą i oburzają tych, którzy pragną, aby zbudowana m.in. na chrześcijaństwie Europa dalej trwała, i żadną miarą nie zgadzają się na rolę „pożytecznych idiotów”, którzy mieliby witać setki tysięcy młodych muzułmanów chlebem i solą. Z tego jednak nie wynika, że kościołów nigdy nie należy sprzedawać albo że każda sprzedaż kościoła oznacza porażkę katolicyzmu, a triumf sekularyzacji lub islamizacji. Są miasta w Europie, w tym w Polsce, gdzie w promieniu pół kilometra znajduje się kilkanaście świątyń katolickich, często całkiem dużych. Taka sytuacja ma swoje historyczne przyczyny. W dawnych czasach ludzie bogaci fundowali kościoły, niekoniecznie kierując się kryterium duszpasterskich potrzeb. Budowano na chwałę Boga, w ramach pokuty za grzechy albo po prostu na chwałę zamożnych rodów. W rezultacie są miasta, w których centrum jest zdecydowanie za dużo kościołów, nie mają one duszpasterskiego uzasadnienia, za to ich utrzymanie jest bardzo kosztowne. Z taką sytuacją miałem do czynienia jako prowincjał jezuitów. Pojawiła się możliwość sprzedania kompleksu kościelnego, gdzie mogłaby powstać sala multimedialna i luksusowy hotel. Zarobione w ten sposób pieniądze zostałyby przeznaczone na zbudowanie kościoła w innej dzielnicy tegoż miasta, gdzie była potrzeba duszpasterskiej obecności. A zatem nie żadna „biała flaga” z powodu kruszenia się katolickiej wspólnoty, ale racjonalne zarządzanie dobrami Kościoła dla dobra wierzących. Z różnych przyczyn plan nie wypalił. W Rzymie, gdzie mieszkam, w centrum jest kościół na kościele, ale na obrzeżach niekiedy kościołów brakuje. Sprzedawanie w centrum i przenoszenie środków na peryferie nie byłoby w tym przypadku niczym niewłaściwym.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Dariusz Kowalczyk SJ