Nie ma cudów?

Był spowiednikiem kard. Wojtyły, a ks. Blachnicki radził się go w najważniejszych kwestiach dotyczących oazy. Tłumaczył Pieśń nad Pieśniami. „Mistyk! Mąż opatrznościowy” – mówili o nim ludzie, do których napisał niemal 30 tysięcy listów. Jego życie to gotowy scenariusz poruszającego filmu.

Czy ks. Blachnicki, zapisujący przed 40 laty: „otwieramy się na Odnowę w Duchu Świętym”, zdawał sobie sprawę, że ta deklaracja jest jak zapalenie zapałki na stacji benzynowej?

5 stycznia 1975 r. ks. Blachnicki na kartce z oficjalnym komunikatem naszkicował znak fos-dzoe otoczony wielką omegą, symbolizującą Ducha Świętego. Odtąd ten znak nierozerwalnie związał się z dziejami oazy. Ks. Franciszek był w swej decyzji samotny. Najbliższe otoczenie nie rozumiało, dlaczego otwiera się na nieznaną dotąd na szerszą skalę rzeczywistość charyzmatyczną. Dochodziło do napięć. Część jego współpracowników nie była, delikatnie mówiąc, zachwycona tą perspektywą. Sam Blachnicki zetknął się z nią, czytając publikacje, które docierały nad Wisłę zza oceanu. By upewnić się, że zdanie „otwieramy się na Odnowę w Duchu Świętym” jest zgodne z wolą Najwyższego i nie jest jedynie duszpasterską inicjatywą „pomysłowego Dobromira”, założyciel oazy ruszył do Krakowa. Na ukrytą w lasach Srebrną Górę. W jednym z eremów mieszkał o. Piotr Rostworowski. Kameduła, eremita znany ze swych trafnych diagnoz i przenikliwych, zakotwiczonych w Biblii intuicji. Długo z sobą rozmawiali. Po modlitwie i rozeznaniu kameduła potwierdził słuszność wybranej drogi.

„Wczorajsza rozmowa z o. Piotrem przyniosła mi wiele światła w sprawie, która w tej chwili staje na drodze Ruchu i wobec której musimy określić swoje stanowisko – cieszył się Blachnicki. – Chodzi o problem ruchu charyzmatycznego w Kościele. Chciałem, aby »Oaza Żywego Kościoła« odbyła się pod hasłem: »Odnowa w Duchu Świętym«, a oaza zimowa miała być pierwszą próbą ożywienia animatorów duchem charyzmatycznych grup modlitewnych”.

Spowiednik świętego

„Nie jest prawdziwe porzekadło »nie ma cudów«, bo właśnie cuda są, ale widoczne tylko dla tych, którzy umieją patrzeć z wiarą na zwyczajne z pozoru sprawy” – mawiał o. Rostworowski. Benedyktyn, który został kamedułą. Bogaty ziemianin, który wybrał ubóstwo. Erudyta, który zdecydował się na życie bez słów. Rozchwytywany mnich, który ostatnie lata przeżył jako rekluz w całkowitym milczeniu. Człowiek, który budował mosty, rzucał światło.

„Znałem Go jako człowieka Bożego, wielkiego mistyka. Był zawsze bliski mojemu sercu” – mówił o nim Jan Paweł II. Ojciec Rostworowski był wieloletnim spowiednikiem kardynała Wojtyły, a gdy ten został papieżem, miał wstęp do jego pokoju o każdej porze dnia i nocy.

„Powstań, przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź! Gołąbko ma, ukryta w zagłębieniach skały, w szczelinach przepaści, ukaż mi swą twarz, daj mi usłyszeć swój głos!” – tysiące Polaków czytający słowa Pieśni nad Pieśniami nie zdają sobie sprawy z tego, że tłumaczył je właśnie o. Piotr.

Urodził się 12 września 1910 r. w Rybczewicach w majątku Rostworowskich. Na chrzcie otrzymał imiona Wojciech Jan. W 1923 r. rozpoczął naukę w Gimnazjum Męskim im. św. Stanisława Kostki w Warszawie. „Byłem wierzącym od lat dziecięcych, nie znając problemów apologetycznych. Zacząłem je studiować dopiero w 25 roku życia. Doznałem bardzo dużo radości dowiadując się, na jak bardzo solidnych racjonalnych fundamentach się opieramy. Jest wielką radością dla katolika świadomość, że wiara jego jest rozumna” – opowiadał po latach.

W 1929 r. ukończył Kurs Podchorążych Rezerwy Kawalerii. Wyjechał na studia do Paryża. To tam odkrył powołanie monastyczne. Zapukał do furty benedyktynów w opactwie św. Andrzeja w Zevenkerken w Belgii. Tu w 1937 r. przyjął święcenia kapłańskie. Zamożny ziemianin wybrał ubóstwo. Studiował w Ateneum św. Anzelma na rzymskim Awentynie. Powrócił do Polski, gdzie zaangażował się mocno w zbieranie funduszy na odbudowę potężnego opactwa w Tyńcu. Gdy 29 maja, na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny, kard. Adam Stefan Sapieha poświęcił tyniecki klasztor, ojciec Piotr (takie imię przybrał) został mianowany podprzeorem. Po roku został mistrzem nowicjatu, a rok po zakończeniu okupacji – tynieckim proboszczem. W 1951 r. mianowano go pierwszym polskim przeorem odrodzonego klasztoru (zastąpił urodzonego w Brugii o. Karola van Oosta).

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI:

Marcin Jakimowicz