56 milionów aborcji rocznie, a WHO martwi się tym, że dostęp do aborcji jest... zbyt ograniczony.
14.05.2016 22:56 GOSC.PL
To po prostu niewyobrażalne, bo czy można sobie wyobrazić, że każdego roku znika z powierzchni ziemi prawie cała ludność takich krajów jak Włochy czy Wielka Brytania? Tymczasem według statystyk WHO tak właśnie jest. W latach 2010 - 2014 co roku przeprowadzanych jest na świecie 56 milionów aborcji. Dla porównania ludność Włoch to nieco ponad 58 milionów istnień. Wielką Brytanię zamieszkuje 60 milionów ludzi.
Przed wizją Brexitu drży obecnie cała Europa. Znikające w aborcyjnej gehennie miliony ludzi jakby przerażają mniej. WHO martwi się głównie tym, że dostęp do aborcji jest... zbyt ograniczony.
Trudno nie popukać się w czoło czytając o żalach i smutkach Światowej Organizacji Zdrowia. Więcej na ten temat w informacji Co czwarta ciąża kończy się aborcją.
Prawie tak porażająca jak liczba zabijanych dzieci jest niefrasobliwość, z jaką WHO podchodzi do tematu. Według organizacji, która powinna troszczyć się o ludzkie życie, aborcja jest jedną ze zwykłych procedur, które mają zapewnić ludziom komfort - bez oglądania się na takie kwestie jak choćby moralne wątpliwości świadczeniodawców.
WHO nie przejmuje się milionami zabijanych ludzi. Sen z powiek tej organizacji spędzają za to koszty, które trzeba ponieść w związku z powikłaniami po "niebezpiecznych" aborcjach. Niebezpiecznymi określa te, które przeprowadzane są "chałupniczymi" metodami, przez niewykwalifikowany personel czy w urągających medycynie warunkach. Ale co to w ogóle za terminologia, która sugeruje, że może być aborcja bezpieczna. Przecież tu zamierzonym skutkiem jest śmierć.
Aborcja - bez względu na to, jakimi przymiotnikami by jej nie opatrywać - zawsze będzie tragedią. Koszmarem, który dotyka milionów kobiet na całym świecie. Miliony ludzi giną. Nie można tej procedury traktować jak jednej z możliwych opcji. Tymczasem WHO nie ma z tym najmniejszego problemu. Uśmierca się 56 milionów ludzi? Ok, tylko róbmy to tak, żeby nie trzeba było dodatkowo wydawać pieniędzy na leczenie powikłań. Koszmar.
Zastanawiam się, dlaczego wśród genialnych recept na powstrzymanie tragicznych w skutkach decyzji nikt nawet się nie zająknie, że tak naprawdę najlepszym sposobem uniknięcia niechcianych ciąż jest życie w czystości i niepodejmowanie ryzykownych zachowań seksualnych.
WHO dobrze wie i samo to przyznaje, że edukacja seksualna jest ważnym czynnikiem, który mógłby poprawić sytuację. Widać to zresztą w statystyce. W dobrze rozwiniętych, bogatych krajach liczba aborcji spada. Spadłaby jeszcze bardziej, gdyby sensowniej ukierunkować tę edukację. Zamiast opowiadać bajki o skutecznej i nieszkodliwej dla zdrowia antykoncepcji powinno się raczej skupić na budowaniu szacunku dla własnej seksualności, umiejętności panowania nad sobą i zachowania wstrzemięźliwości. Naprawdę wyszłoby taniej, a oszczędności możnaby liczyć nie tylko w dolarach, ale też w historiach ludzi, których życie nie zostało złamane przez lansowaną dziś na każdym kroku rozwiązłość.
Jan Drzymała