Gdy znakomity na scenie artysta w polityce okazuje się infantylnym quasi-prorokiem, to rozczarowanie boli bardziej niż wtedy, gdy wybitny polityk na scenie okazuje się kiepskim artystą.
Artysta wierzący, że jest wyrocznią ludzkości, to zjawisko nie tylko dość powszechne i śmieszne. To jednocześnie przypadek groźniejszy niż polityk wierzący w swój artystyczny geniusz. Od tego pierwszego lud zazwyczaj kupuje wszystko, drugi najwyżej traci elektorat. Dla dobra wspólnego (pro publico bono) byłoby lepiej, gdyby i jeden, i drugi pozostał przy swoim sprawdzonym geniuszu: artysta przy sztuce, mąż stanu przy polityce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina