Zmarła we wtorek Z. Gilowska była jednym z najbardziej niewykorzystanych talentów politycznych w III RP.
05.04.2016 15:18 GOSC.PL
„Odeszła Zyta Gilowska, jedna z najbardziej wyrazistych postaci polskiej polityki. Smutny dzień” – napisał Donald Tusk na Twitterze. Nie mógł napisać więcej, bo przyznałby się do błędu, jaki popełnił, pozbywając się jej z PO w 2005 roku. Choć z drugiej strony, paradoksalnie, gdyby nie ta decyzja, nie zrobiłaby pewnie w polityce tyle, ile zrobiła.
Gilowska była wyrazista – pamiętamy jej ciętą i błyskotliwą mowę. Przede wszystkim jednak była ona jednym z najbardziej niewykorzystanych talentów politycznych w III RP. Waleczna jak nikt, przez łącznie półtora roku współtwórczyni programu gospodarczego PO była ministrem finansów w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, mając wielki wpływ na ich politykę.
Dlaczego tak się stało? Z pewnością znaczenie miało to, że w ten sposób politycy PiS – i sama ekonomistka – mogli odegrać się na odpowiednio: niedoszłym koalicjancie i byłym politycznym „bracie”. Ale nie tylko. Gilowska potrafiła walczyć, o czym świadczy fakt, iż nie wyleciała za polityczną burtę po raz drugi, gdy w 2006 roku zarzucono jej kłamstwo lustracyjne. To byłby świetny pretekst dla Jarosława Kaczyńskiego, by „polską Thatcher”, jak niektórzy ją nazywali, wymienić na kogoś bardziej odpowiadającego „solidarnemu” PiS-owi. A jednak Kaczyński wolał Gilowską niż któregokolwiek ze znajdujących się w jego otoczeniu socjalnych ekonomistów. W efekcie wspólnie doprowadzili skutecznie do wielkich obniżek podatków, de facto wprowadzając w Polsce liniowy PIT (drugi próg podatkowy przekracza w Polsce mało kto – co swoją drogą świadczy o tym, że nadal jesteśmy na dorobku), właściwie likwidując podatek spadkowy i obniżając składkę rentową, co dało pewien impuls gospodarce i pomogło nam przejść przez szalejący od 2008 roku kryzys finansowy względnie suchą nogą. Niestety, sukces był połowiczny. Gilowskiej nie udało się (a może nie próbowała?) przekonać Prezesa do obniżki wydatków budżetowych, co negatywnie wpłynęło na stan finansów publicznych. „Żelazna Dama” okazała się nie tak znowu żelazna.
Niestety, już wtedy poważnie chorowała. Do wyborów w 2007 roku (z listy PiS) startowała prawdopodobnie z chęcią rezygnacji z mandatu, co zrobiła w styczniu 2008 – co bardzo mi się nie podobało, bo wprowadziło zapewne w błąd licznych wyborców z Poznania, którzy głosując na posłankę Gilowską, dostali posła Libickiego. Dwa lata później weszła do Rady Polityki Pieniężnej, ale nie odegrała w niej już żadnej roli, zresztą po 3 latach zrezygnowała.
Zdrowie to jedno, ale chyba Gilowska – świetnie przygotowana i błyskotliwa – jednak nie pasowała do postpolityki, w której wykorzystuje się pretekst ślubu syna posłanki z jej asystentką do wyrzucenia jej za burtę i wciągnięcie na szalupę biznesmena szołmena pokroju Janusza Palikota. Choć może była po prostu jedną z wielu ofiar zawiści i małości tych, którzy w działalności politycznej nie wiedzą, czym jest gra zespołowa i chcą cel swój osiągnąć bez względu na konsekwencje? Polityk i ekonomistka jej formatu mogła odegrać znacznie większą rolę.
Stefan Sękowski