Słucham najnowszego krążka Gospel Rain i czuję, że ogień płonie.
Ognia nie trzeba podgrzewać – dostałem takie słowo, gdy jechałem przed miesiącem głosić rekolekcje. Zafascynowało mnie. Ognia nie trzeba podgrzewać… Słucham najnowszego krążka Gospel Rain i czuję, że ogień płonie.
„Jest ogień! Jest ogień” – można zawołać po wysłuchaniu tych porywających utworów. Grupa jest w świetnej formie, to moim zdaniem najlepsza ich płyta. Taki… ogień z deszczu.
Album "Ogień" zarejestrowany w wersji koncertowej we wrześniu ubiegłego roku w Lublinie powstał w roku jubileuszu 25-lecia istnienia zespołu. W nagraniach udział wzięli: Olga Szomańska i Kasia Dereń, Mate.o i najbardziej znany polski muzyczny duet bliźniaków: Łukasz i Paweł Golcowie. Usłyszymy też świetnie zaaranżowane partie orkiestry smyczkowej kierowanej przez Michała Ostrowskiego.
Porywające pieśni chwały, gospelowe hymny i klimaty lat osiemdziesiątych (współbrzmienie barw „żywych” instrumentów oraz partii elektronicznych).
Gospel Rain (dziś to już kilkudziesięcioosobowa ekipa) po raz pierwszy zebrał się w Lublinie w sierpniu 1991 roku, tuż
po Światowych Dniach Młodzieży w Częstochowie.
– Dlaczego jak typowy Polak nie pomarudzisz sobie, nucąc pod nosem „tak mi źle, tak mi źle, tak mi szaro? „Kiedy usłyszałeś o tym, by błogosławić w „dennych sytuacjach”? – zapytałem lidera chóru Grzegorza Głucha.
– Ja tego nie usłyszałem. Ja to przeżyłem na własnej skórze w czasie mojego nawrócenia – odpowiedział. – Drugiego, poważniejszego, gdy doświadczyłem obecności Boga, która dosłownie mnie przeszyła. Byłem w potwornym kryzysie, w beznadziejnym stanie, a moja słabość przesłaniała absolutnie wszystko. I wówczas zacząłem uwielbiać. Doświadczałem rozerwania. Tak, to dobre słowo: rozerwania, rozdarcia. Czułem ogień, który zaczynał palić, trawić…
O tym jest ta płyta.
Marcin Jakimowicz