Niedzielny bieg "Tropem wilczym" przypomniał nowojorskiej Polonii o bohaterstwie Żołnierzy Wyklętych. Zgromadził blisko 250 osób, od małych dzieci po sędziwych seniorów.
"Tropem Wilczym. Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych" rozpoczął się w południe. Uczestnicy biegli w koszulkach z wizerunkami i nazwiskami heroicznych postaci antykomunistycznego podziemia w latach 1944-1963: Stefanii Firkowskiej, Danuty Sochówny, Zygmunta Szendzielarza i Łukasza Cieplińskiego.
Trasa liczyła symbolicznie 1963 metry i wiodła przez okolice Forest Park w dzielnicy Queens. W roku 1963 zamordowany został bowiem ostatni z żołnierzy niezłomnych, Józef Franczak ps. "Lalek".
"Frekwencja przeszła nasze wszelkie oczekiwania. Spodziewaliśmy się najwyżej stu osób. Atmosfera była wspaniała, niesamowity entuzjazm, pogoda piękna, bardzo dużo dzieci. Co najważniejsze, czcimy pamięć pomordowanych przez komunę żołnierzy i będziemy to powtarzać co roku" - powiedziała PAP po biegu dr Magda Kapuścińska, prezes Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce - organizatora biegu.
Uderzała rozpiętość wieku zawodników. Od najmłodszych, liczących rok lub niewiele więcej i pokonujących dystans w wózkach dziecięcych, po takich, którzy przekroczyli siedemdziesiąt lat. Przybyli ludzie różnych ras. Niektórzy biegli z biało-czerwonymi flagami i transparentami. Najmłodsi pokonali krótszą, 400-metrową trasę. Każdy uczestnik biegu otrzymał medal Fundacji Wolność i Demokracja.
76-letni Zbyszek Kowalewski z Long Island nazwał niedzielne wydarzenie niezwykłym i specjalnym. Jak podkreślił, pamięta rozmowy z ojcem, który zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje, ale bał się nawet mu o tym powiedzieć, żeby jako dziecko nie narobił nikomu kłopotu.
"Doceniamy poświęcenie tych ludzi, było to coś unikalnego. Pamiętamy, jakie to były czasy, i właśnie im zawdzięczamy zmianę sytuacji o 180 stopni" - mówił mężczyzna mieszkający w Long Island. Dodał, że niezależnie od znaczenia biegu była to dla niego przyjemność. Nie czuł zmęczenia, ponieważ biegał maratony i wciąż gra w piłkę nożną.
Piotr Zych przyszedł na bieg "Tropem Wilczym" z żoną Iwoną, trójką dzieci i wnuczką.
"Chodzi o to, żeby pamięć o tych ludziach przywrócić historii. Pojedynczy ludzie wiedzą o Żołnierzach Wyklętych, bo byli to ich ojcowie lub dziadkowie. W pamięci historycznej ci bohaterowie nie istnieli i należy przywrócić należne im miejsce" - ocenił mieszkaniec Brooklynu.
Karolina Medlarz urodziła się w Nowym Jorku. Chodzi do szkoły publicznej Nest+m na Manhattanie. Jest harcerką, drużynową "Górskiego lasu" w dzielnicy Greenpoint.
"Przyszłam na bieg ze znajomymi, bo uważam, że dla nas, dla młodzieży jest bardzo ważne, aby znać naszą historię, wiedzieć, że w czasach komunistycznych byli żołnierze nazwani zdrajcami, ale byli to bohaterowie. Wiedzieli, że muszą bronić Polski, i zostali wyklęci, bo się nie poddali" - mówiła 17-letnia uczennica, która jest też wolontariuszką Instytutu Piłsudskiego.
Według dr Kapuścińskiej takie wydarzenia jak "Tropem Wilczym. Bieg Pamięci Żołnierzy Wyklętych" pomagają zrozumieć skomplikowaną historię Polski. Wpisuje się to w misję instytutu, który od lat prowadzi działania edukacyjne mające przybliżyć historię Żołnierzy Niezłomnych.
Służą temu pokazy filmów dokumentalnych, warsztaty edukacyjne i spotkania z osobami zaangażowanymi w poszukiwania szczątków Żołnierzy Niezłomnych, jak prof. Krzysztof Szwagrzyk i Tadeusz Płużański.
"Wiedza o działaniach, osiągnięciach, walce i ofierze Żołnierzy Niezłomnych jest wciąż niedostateczna wśród Polaków i Polonii. Wiedza ta jest fundamentem budowania patriotyzmu i dumy z bycia Polakiem, szczególnie tu na emigracji" - wskazała szefowa Instytutu Piłsudskiego.
1 marca, w Narodowym Dniu Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" instytut przedstawi okolicznościowy program artystyczny, obejmujący występy harcerzy oraz amerykańską premierę filmu dokumentalnego "Inka - zachowałam się jak trzeba" w reżyserii Arkadiusza Gołębiewskiego.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ dmi/ mc/