Co z najmłodszymi na Mszy?

Gdy kiedyś byłam na Mszy z kazaniem dla najmłodszych, to czułam się tak, jakbym na niej nie była... Co robić? Pozwalać na wyrażanie swojej dziecięcej ekspresji? Izolować za szybą? Organizować specjalne Msze?

3m 18s

Niedziela. Msza późnoporanna – powiedzmy na godzinę 11.00. Na takie Msze lubią się wybierać rodziny z dziećmi. Pewnie jest wystarczająco dużo czasu, żeby się wyszykować wraz ze swoją gromadką albo z jedną, za to mniejszą, pociechą.

Mając okazję uczestniczyć w Mszach, gdzie znajduje się duża reprezentacja najmłodszych, da się zauważyć, że ich obecność wiele zmienia. Nie ukrywajmy: dzieci się wiercą, kręcą, biegają, nudzą, czasem coś powiedzą, czasem płaczą, krzykną, a co odważniejsze odwiedzają prezbiterium. Słowem, wprowadzają pewien chaos i zamieszanie, które często prowadzą do rozproszeń w trakcie Eucharystii.

Parafie też mają różne podejścia. Niektóre organizują specjalne Msze dla dzieci, gdzie ksiądz prowadzi dialog z najmłodszymi, a liturgia jest skrócona. Może to i dobre rozwiązanie, ale jak kiedyś byłam na takiej Mszy, to czułam się jakbym na niej nie była... Inne podejście to robienie specjalnych pomieszczeń, gdzie dzieci są wyizolowane od reszty wiernych i mogą zza szyby oglądać Mszę albo bawić się nikomu nie przeszkadzając. Są też parafie gdzie dzieci po prostu przychodzą na Msze z rodzicami i nikt nic specjalnego dla nich nie wymyśla.

 Tu pojawia się podejście rodziców, też różne. Jedni rodzice chodzą za biegającymi dziećmi po kościele – co może przeszkadzać, ale nie musi. Są tacy, co dają chrupka albo znoszą zabawki w nadziei, że potomek tak mocno się tymi rzeczami zainteresuje, że spokojnie przesiedzi Mszę. Inni rodzice wychodzą z za bardzo hałasującym dzieckiem przed kościół. Są też tacy, którzy nie przekraczają progu świątyni w założeniu, że dziecko nie usiedzi spokojnie, a na dworze nie będzie przeszkadzało innym wiernym. Znam takich, którzy nie chodzą całą rodziną do kościoła, tylko się wymieniają – mama rano, tata wieczorem, a najmłodsi siedzą w domu. Można też próbować przyjść na Mszę w czasie drzemki swojej pociechy i w stresie przeżywać wszelkie użycie dzwonków.

Różne podejścia. Z pewnością nie wszystkie. Pewnie są bardziej palące problemy, ale odnoszę wrażenie, że i ta kwestia nie jest rozwiązana. Sytuacja najmłodszych na Mszy dotyczy wielu, raczej większości. Jedni mówią, że wszystko w porządku, inni się denerwują na hałasujące dzieci albo ich rodziców.

 Składając przysięgę małżeńską w kościele katolickim zobowiązujemy się przyjąć i po katolicku wychować potomstwo. W moim odczuciu obejmuje to uczestnictwo we Mszy świętej nawet małe dzieci (ale, jak wspomniałam, nie wszyscy tak uważają). Podobnie na chrzcie przysięgamy wychować w wierze nasze dziecko. Jezus mówił: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie.” Jak zatem powinniśmy się odnosić do naszych pociech w czasie Mszy? Pozwalać na wyrażanie swojej dziecięcej ekspresji? Izolować za szybą? Organizować specjalne Msze? Swoją drogą to też niełatwe zadanie, bo przecież inaczej rozumuje i zachowuje się trzylatek, siedmiolatek i jedenastolatek. Nie ma Mszy dla dzieci półrocznych, trzyletnich, siedmioletnich i dla nastolatków. A może powinna być? Taka zidywidualizowana ewangelizacja. Gdzie jest zatem miejsce naszych dzieci w kościele?

Liwia Bigos

« 1 »