Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd, strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!
Odsuńmy na bok symbolikę „strząsania prochu z nóg na świadectwo” dla tych, którzy nauki (uczniów) Jezusa nie przyjęli. Bo można jej, rzecz jasna, nie przyjąć i wielu w ludzkich dziejach tak właśnie uczyniło. Zastanówmy się nad sensem pojęcia „świadectwo” – dzisiaj oznacza zwykle jakiś oficjalny dokument poświadczający poziom uzyskanego wykształcenia albo inne specjalne umiejętności tego, komu świadectwo zostało wydane. A co ze świadectwem, które sobie sami wystawiamy? Nie tym na papierze, bo oficjalny dokument wystawiony sobie samemu jest wszak kpiną bądź fałszerstwem. Chodzi o takie użycie pojęcia świadectwa, które wyszło z obiegu, pozostało już niemal zapomniane, a które ma zaświadczać o tym, jak zachowaliśmy się w ważnej, kryzysowej życiowej sytuacji. Świadectwo otrzymuje się – na przykład – pod koniec roku (szkolnego), dawać świadectwo – można na pewno znacznie częściej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Krzysztof Łęcki