Sześciokrotny mistrz olimpijski w biegach sprinterskich Jamajczyk Usain Bolt przyznał, że afera korupcyjna w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Federacji Lekkoatletycznych (IAAF), jest rozczarowaniem dla każdego sportowca. "Teraz trzeba patrzeć w przyszłość" - dodał.
W czwartek opublikowano drugą część raportu Światowej Agencji Antydopingowej (WADA), w którym oskarżono byłego szefa IAAF Senegalczyka Lamine Diacka o to, że nie tylko wiedział o procederze korupcyjnym w Rosji, ale też go akceptował, a wielu jego współpracowników brało w nim udział. Chodziło o tuszowanie pozytywnych wyników testów antydopingowych u niektórych sportowców i wykorzystywania tego faktu do szantażowania tych zawodników.
"Kiedy się o tym dowiedziałem, to był dla mnie szok. Z mojej perspektywy wszystko wskazywało na to, że robiono wszystko, żeby +oczyścić+ ten sport" - powiedział Bolt dziennikarzom w Kingston, gdzie odbierał trofeum za szóste w karierze zwycięstwo w plebiscycie na jamajskiego sportowca roku.
"Chcesz przyczynić się do tego, żeby dyscyplina była uczciwa, a nagle spływa na ciebie coś takiego. To duży zawód dla sportowca" - dodał.
Brytyjska Federacja Lekkoatletyczna (UKA) zaproponowała radykalne rozwiązania, mające na celu przywrócenie zaufania do tego sportu. Wezwała m.in. do anulowania wszystkich rekordów świata oraz wprowadzenia co najmniej ośmioletniej dyskwalifikacji dla zawodników, którzy przyjmowali niedozwolone substancje. 29-letni Bolt, najszybszy człowiek na świecie na 100 m (9,58 s) i 200 m (19,19), nie uważa tej propozycji za dobry pomysł.
"Moim zdaniem to nie ma sensu. Co się stało, to się nie odstanie. Trzeba po prostu iść dalej przed siebie, starać się o jak najlepsze występy na mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich, próbować poprawiać rekordy świata. Nie ma co zajmować się przeszłością" - ocenił.
Jeśli sytuacja w Rosji nie ulegnie zmienia, lekkoatleci z tego kraju nie będą mogli uczestniczyć w tegorocznych igrzyskach w Rio de Janeiro.