Demonstracja zwolenników zamknięcia granic przed migrantami, która odbyła się w poniedziałek w Lipsku, stała się dla przedstawicieli skrajnej prawicy i skrajnej lewicy okazją do wywołania ulicznych burd. Policja zatrzymała kilkaset osób.
Na ulice Lipska wyszło blisko 3,5 tys. osób domagających się powstrzymania napływu uchodźców - podaje agencja dpa. Demonstrację zorganizowała lipska filia antyimigranckiego ruchu społecznego Pegida (Patriotyczni Europejczycy przeciwko Islamizacji Zachodu), która powstała ponad rok temu w Dreźnie.
Przedstawicielka Pegidy Tatjana Festerling atakowała w swoim przemówieniu uchodźców, nazywając ich "seksualnymi terrorystami". "Jeżeli większość obywateli zachowała jeszcze resztkę rozsądku, to powinna sięgnąć po widły i przepędzić z parlamentów, sądów, kościołów i wydawnictw prasowych zdradzieckie, szczujące przeciwko narodowi elity" - powiedziała działaczka drezdeńskiej Pegidy.
Przeciwnicy Pegidy, domagając się tolerancji i zachowania otwartego na świat charakteru miasta, utworzyli, trzymając się za ręce, krąg wokół śródmieścia. Do manifestacji wezwał burmistrz Lipska Burkhard Jung (SPD). W akcji uczestniczyło 2,8 tys. osób.
Po pokojowej manifestacji antyimigracyjnej kilkuset bardziej radykalnych uczestników ruszyło na zdominowaną przez skrajną lewicę dzielnicę Lipska Connewitz. Kilkuset chuliganów wybijało okna w sklepach i mieszkaniach, podpalało samochody i rzucało petardy. Policja zatrzymała do wyjaśnienia kilkaset osób. Lewicowi zadymiarze nie pozostali dłużni, budowali barykady, wykorzystując m.in. płonące pojemniki na śmieci.
Nieznani sprawcy podpalili sygnalizację świetlną na trasie kolejowej Lipsk–Drezno, unieruchamiając na wiele godzin komunikację między oboma miastami.