Czwartkowy wyrok TK w sprawie wyboru sędziów Trybunału niczego nie rozwiązuje. Politycy w swoim interesie tyle nagmatwali, że wyjść z kryzysu ustrojowego nie będzie łatwo.
03.12.2015 16:00 GOSC.PL
Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że sejm nie mógł uchwalić ustawy umożliwiającej mu przedwczesny wybór nowych członków TK. W związku z tym nie może też wybrać sędziów, których poprzedników urzędowanie kończy się w kolejnej kadencji sejmu. Z drugiej strony prezydent nie może odmówić przyjęcia ślubowania od nowo wybranych sędziów TK, nawet jeśli ma wątpliwości, czy ich wybór nastąpił zgodnie z prawem. Od stwierdzania niekonstytucyjności ich wyboru jest TK.
Za kilka dni Trybunał zajmie się kolejną ustawą dotyczącą wyboru sędziów TK – tą uchwaloną już w nowej kadencji. Jeśli będzie postąpi konsekwentnie, uzna, że była ona przynajmniej w części niezgodna z ustawą zasadniczą, zaś nowy sejm miał prawo wybrać dwóch nowych sędziów, ale kolejnych trzech już nie.
I co? I nico. Bałagan będzie trwał, bo niedawno większość sejmowa uznała wybór poprzednich pięciu sędziów za nieważny. Wszystkich pięciu, a nie tylko tych, których wybór „przypadałby” na nową kadencję. Żenujące przeciąganie liny będzie trwało dalej. Wszystko rozstrzygnie pewnie silniejszy, czyli nowa ekipa rządząca, bo przecież TK poza swoim autorytetem nie ma żadnych dywizji, gwardii przybocznych, które mogłyby wymusić na większości sejmowej dostosowanie się do jego wyroków. Jak to będzie wyglądało w praktyce, nie wiem, ale z pewnością będzie równie żałosne, jak dotychczasowa walka o Trybunał. I równie szkodzące Polsce.
A wszystko przez to, że politycy kompletnie oderwali się od tego, co słynny teoretyk prawa Kornel Morawiecki nazwał „dobrem narodu”, cokolwiek to oznacza. Prawo? Jakie prawo. Mamy przecież większość w sejmie, więc możemy sobie dowolnie zmieniać ustawy, bimbając sobie na wyroki TK, którego sędziom zresztą odmawiamy legitymacji. Mogliśmy wybrać dwóch sędziów, wszystko byłoby cacy - ale po co, skoro nasi poprzednicy z PO-PSL dali nam świetny pretekst, by zgarnąć całą pulę. Zresztą oni też z konstytucji sobie niewiele robili.
To prawda – i przy urnach wyborczych spotkała ich za to surowa i zasłużona kara. Ale takie myślenie to logika „ci z sąsiedniej wsi zaczęli, myśmy skończyli”. Telewidzowie widzą w sejmie „Rambo 8”, a wszystko na czynniki pierwsze rozkłada w nowym numerze „Nowej Konfederacji” politolog Rafał Matyja. I nie są to optymistyczne wnioski. Twórca pojęcia „IV RP” pisze, że „działania PiS w pierwszych powyborczych tygodniach to efekt porzucenia przez prawicę myślenia państwowego, wykraczającego poza perspektywę >my – oni<. Osiem lat opozycji, osiem lat grillowania przez media głównego nurtu zaowocowało lekceważeniem tego, co w państwie powinno być wspólne”. Prawo i Sprawiedliwość w tym układzie to partia tkwiąca mentalnie głęboko w III RP. - Obawiam się, że w kwestii stosunku do reguł, które stanowią fundament obecnych porządków, zasadniczej zamiany nie będzie. Będzie „tak samo, tylko jeszcze bardziej”. Tak tylko bowiem można ocenić zachowanie większości parlamentarnej i Prezydenta w reakcji na wprowadzone przez PO zmiany w sposobie kształtowania składu Trybunału Konstytucyjnego. Tak samo – zlikwidowanie zasady rotacyjnego kierownictwa w komisji ds. służb specjalnych, mocno zmanipulowanej już w poprzedniej kadencji – pisze były redaktor naczelny „Kwartalnika Konserwatywnego”.
Jest bardziej i jest coraz gorzej. W środę do gardeł już nie na żarty rzuciły się sobie dwa postsolidarnościowe ugrupowania. Już nie potrzebują SLD i Jaruzelskiego, by sobie pokrzyczeć „Precz z komuną”. Kilka dni temu rozmawiałem z bliską mi osobą, która z przerażeniem relacjonowała ostrą kłótnię dwóch starszych, nie znających się ludzi, w autobusie, oczywiście o Trybunał. Wieloletni znajomi potrafią zrywać ze sobą kontakty z powodu różnic w politycznych sympatiach.
Powiedziałby ktoś: niektórzy tak mają, że muszą się pokłócić. A jednak to raczej wyraz czegoś znacznie gorszego – cichej, na szczęście na razie, wojny domowej dwóch plemion. Wojny podgrzewanej przez polityków, którzy traktują działalność publiczną jako grę o sumie zerowej.
Nikomu to nie wyjdzie na dobre.
Stefan Sękowski