O tym, jak słowa: „Zobacz, to ten pijak!”, mogą złamać życie, i o Bogu, który ożywia trupy, z Dobromirem „Makiem” Makowskim rozmawia Marcin Jakimowicz.
Czytam „Dzienniczek”. Zamiast „idiotów, zdrajców, kanalii, świń” i paru innych warczących wyrażeń Jezus używa niezrozumiałego sformułowania: „biedni grzesznicy”.
To sedno chrześcijaństwa! Bóg mi powiedział: „Twój tata nie był żulem. Był bardzo samotnym poranionym człowiekiem, którego świat nie umiał pokochać”. Zacząłem strasznie płakać. Dotarło do mnie, że mamy tak bardzo ograniczony obraz Jego miłości! Lądujemy na wyspie i zamiast łowić ludzi, zaczynamy budować sobie wspólnotki i wyszukiwać różnice między nimi. A Bóg mówi: „Ja nie przyciągałem was do siebie, byście się wzajemnie krytykowali, ale pokochali się nawzajem tak, jak Ja was pokochałem”. Czuję, że Bóg mówi: „Zostawcie te polityczne gierki, stańcie się moją wędką. Chcę przez was łowić ludzi!”.
Ulf Ekman usłyszał w Jerozolimie: „Nigdy nie nazywaj martwym tego, co Ja mogę ożywić”. I wówczas zobaczył, jak bardzo przez całe życie osądzał Kościół katolicki. Przed rokiem… został katolikiem. Powiedział: „Przez lata żyłem jedynie uprzedzeniami”. Ty przeszedłeś podobną drogę.
Tak. Żyłem jedynie uprzedzeniami. A Bóg nie chce mieć w Kościele sędziów, tylko pracowników na roli. Zobaczyłem żywy Kościół. Pojechałem do Rzeszowa na katechezę audiowizualną. Gdy ojciec Wiktor Tokarski powiedział: „Pomodlimy się za ciebie”, w mojej głowie uruchomił się mechanizm: „Uważaj!”. I wtedy usłyszałem pełną mocy modlitwę wspólnoty. Charyzmaty, języki, błogosławieństwo. Zobaczyłem żywy Kościół. Poznałem dzieciaki z katolickich domów dziecka, zakonnice prowadzące domy samotnych matek. Byłem pastorem młodzieżowym w swym zborze. Wpadłem do moich braci i powiedziałem: „Kogo Bóg chroni? Sieroty i wdowy! Poznałem wiele katolickich domów dziecka i domów samotnych matek. Jak możemy tych ludzi osądzać? A może okaże się, że plując na innych, plujemy w twarz samemu Jezusowi?”. Zobaczyłem, że katolicy są tak samo głodni Boga, Jego charyzmatów, jak ja.
Przez ostatnie dwa lata zrobiliśmy wiele wspaniałych projektów…Dziś Bóg upomina się o jedność. Gramy w tej samej drużynie, jesteśmy kadrą narodową Polski. Płyniemy na jednej arce. I może niektórzy marudzą: „Ależ tu śmierdzi, hipopotam zrobił kupę”, a inni: „Znów trzeba sprzątać po słoniach”, a ja mówię: „Panowie, ale to jest jedyny statek, który jeszcze płynie!”. Kościół to jedyny statek, który jeszcze płynie.
Bywały chwile, gdy w czasie twojej pracy wołałeś do Boga, a opowiadała ci cisza, pustka? Miałeś wrażenie, że wołasz do ściany? Że to zabawa w głuchy telefon.
Teraz mam taki czas. Przeżywam kryzys. Nie szarpię, się, nie panikuję. Czekam na to, co On z tym zrobi. Mam szereg pytań, obaw. Jestem jak pilot, który wleciał w chmury i nie widzi celu. Ale robię to co Dawid: śpiewam „Choćbym szedł ciemną dolina, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną”. Błogosławię w ciemno. Wbrew temu, co we mnie krzyczy. Wczoraj w sklepie podbiegła do mnie kobieta i wołała: „Słuchałam twego świadectwa. Jesteś niesamowity!”, a ja stałem i modliłem się: „Boże, jestem wrakiem, ale dziękuję Ci za te słowa i proszę Cię byś błogosławił tej pani. Proszę, byś mnie pobłogosławił. Wywyższam Twoje dobre imię. Nie mam pretensji. Za wszystko dziękuję”.
Na ulicy spotykasz się z agresją, sytuacjami podbramkowymi. Wracasz do domu i nosisz tych ludzi na plecach?
Chrześcijanin, który nie ma problemów, to tylko ten, kto nie zaangażował się w żadną służbę. Ci, którzy mówią, że ciągle jest super i kąpią się w błogosławieństwie, to ci, którzy nic nie robią. Ja uczę się oddawać Jezusowi to, co biorę od ludzi, ale to się nie dzieje „z automatu”. Jezus zaprasza: „złóż swój ciężar na Mnie”. Uczę się tego, ale mam świadomość, że to proces. Na siłowni nie bierzesz od razu stu kilo na klatę. Jeżdżę po szkołach, domach dziecka, szpitalach, prowadzę świetlicę środowiskową, podejmuję działania profilaktyczne, biegam przez cały dzień, a wieczorem wracam często wyczerpany do domu i płaczę: „Jeśli dziś tego ode mnie nie weźmiesz, to jutro nie wychodzę na ulicę”.
To samo mówił Leif Hetland, facet, dzięki któremu milion muzułmanów przyjęło Jezusa: „Często te spotkania są tak wyczerpujące emocjonalnie, że wieczorem wracam do hotelu i płaczę”.
To normalna, zdrowa sytuacja.
Co czujesz, gdy jako nauczyciel akademicki robisz parafkę w indeksie, który podsuwa ci student? Słyszysz jeszcze w głowie: „To ten pijak Makowski”?
Nie. Już nie. Jestem bezgranicznie wdzięczny. Ludzie wypowiadali nade mną sądy: „Jesteś nikim”. Bóg wypowiedział inne słowa i na szczęście to one mają moc nad moim życiem.
Marcin Jakimowicz