Tureckie myśliwce zestrzeliły we wtorek rano rosyjski samolot wojskowy przy granicy z Syrią. Władze w Ankarze twierdzą, że był on wielokrotnie ostrzegany, iż narusza przestrzeń powietrzną Turcji. Moskwa upiera się, że maszyna nie opuściła przestrzeni Syrii.
Reuters przypomina, że był to pierwszy od lat 50. incydent, podczas którego kraj należący do NATO zestrzelił rosyjski lub radziecki samolot. Według AFP to najpoważniejsze zdarzenie od początku rosyjskiej interwencji w Syrii pod koniec września.
We wtorek o godz. 17 odbędzie się posiedzenie ambasadorów NATO, na którym Turcja poinformuje swoich partnerów o okolicznościach incydentu - zapowiedziała rzeczniczka Sojuszu Irina Nowakowa.
Tureckie władze wezwały we wtorek do MSZ rosyjskiego charge d'affaires w Ankarze. Rosyjskie ministerstwo obrony podało, że wezwało na rozmowy tureckiego attache wojskowego w Moskwie.
Reuters podaje, powołując się na przedstawiciela władz Turcji, że turecki resort spraw zagranicznych zaprosił do siebie też przedstawicieli krajów będących stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ, czyli oprócz Rosjan także Amerykanów, Chińczyków, Francuzów i Brytyjczyków, by poinformować ich o okolicznościach incydentu.
Tureckie wojsko poinformowało, że 10 razy w ciągu pięciu minut ostrzegało rosyjski bombowiec Su-24, iż narusza przestrzeń powietrzną Turcji. "Dwa nasze myśliwce F-16, które patrolowały ten sektor, interweniowały" - dodała armia. Według wojskowych także drugi samolot zbliżył się do granicy i był ostrzegany.
"Ostrzegaliśmy ich, by uniknęli wejścia do tureckiej przestrzeni powietrznej, ostrzegaliśmy ich wielokrotnie. Z naszych danych wynika, że turecka przestrzeń była kilka razy naruszana. Oni naruszali ją świadomie" - powiedział Reuterowi turecki przedstawiciel władz.
Prezydent Rosji Władimir Putin oświadczył, że samolot wojskowy został trafiony nad terytorium Syrii, o kilometr od granicy z Turcją, pociskiem powietrze-powietrze przez turecki myśliwiec F-16. Według Putina maszyna spadła 4 km od granicy. Wcześniej rosyjskie ministerstwo obrony podawało, że maszyna została najprawdopodobniej strącona z ziemi.
Putin ocenił, że zestrzelenie Su-24 wykracza poza ramy walki z terroryzmem. Według niego to "cios zadany Rosji w plecy przez popleczników terroryzmu".
Z kolei premier Turcji Ahmet Davutoglu uzasadnił decyzję tureckich sił powietrznych tym, że zgodnie z międzynarodowym prawem jego kraj ma prawo do wszelkich kroków, gdy jego granice są naruszane.
Podkreślił, że narodowym obowiązkiem Turcji jest podejmowanie wszelkich działań, by zagwarantować sobie bezpieczeństwo. Jednocześnie zapewnił, że wtorkowe zestrzelenie maszyny nie było atakiem na żadne zagraniczne terytorium.
Rosyjski przywódca ocenił, że to zdarzeniem będzie miało "tragiczne konsekwencje" dla stosunków rosyjsko-tureckich.
Według Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka bombowiec rozbił się na górskim obszarze na północy Syrii, w prowincji Latakia, gdzie wcześniej doszło do bombardowań i gdzie prorządowe siły walczą z rebeliantami.
Zarówno Rosja, jak i jej sojusznik, czyli syryjski rząd, dokonywały ataków z powietrza na tych terenach. Syryjskie źródło rządowe twierdzi, że domniemane zestrzelenie maszyny jest badane.
Prywatna turecka telewizja Haberturk pokazała zdjęcia palącego się samolotu spadającego na zalesione tereny, z długą smugą dymu.
Na innych zdjęciach rozpowszechnionych przez turecką agencję Anatolia widać, jak dwaj piloci katapultują się tuż przed uderzeniem w ziemię.
AFP dowiedziała się, że siły syryjskiej opozycji ostrzelały jednego z pilotów, gdy lądował na spadochronie po katapultowaniu się. W wyniku tego ostrzału pilot zginął.
Jego ciało zostało przewiezione do bazy rebeliantów w regionie. Rebelianci nie sprecyzowali, gdzie mieści się ta baza. Drugi pilot jest poszukiwany.
Wcześniej syryjscy rebelianci wysłali agencji Reutera nagranie, na którym widać poważnie rannego rosyjskiego pilota. Wydaje się, że nie żyje. O jego śmierci poinformował też przedstawiciel rebeliantów. Chodzi o członka grupy, która działa na północnym zachodzie Syrii.
Telewizja CNN Turk podawała, że jeden z pilotów jest w rękach syryjskich Turkmenów, którzy teraz szukają drugiego pilota.
Turcja zaapelowała w tym tygodniu o zwołanie posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, by omówić ataki na Turkmenów w sąsiedniej Syrii, a w ubiegłym tygodniu wezwała ambasadora Rosji z powodu "intensywnego" bombardowaniem turkmeńskich wiosek przez rosyjskie samoloty.
Ankara już wcześniej wyrażała solidarność z syryjskimi Turkmenami (Syryjczykami tureckiego pochodzenia) - zauważa Reuters.
W poniedziałek przedstawiciel tureckich władz powiedział, że w ciągu trzech poprzednich dni w wyniku walk ok. 1,7 tys. ludzi uciekło z górskich terenów w Syrii przy granicy z Turcją. Rosyjskie myśliwce bombardują te tereny, udzielając w ten sposób wsparcia syryjskiej armii rządowej, która prowadzi operacje lądowe w terenie.
Od początku rosyjskiej interwencji mnożą się incydenty między Ankarą a Moskwą przy granicy. Dwukrotnie tureckie myśliwce przechwyciły rosyjskie samoloty, który naruszyły turecką przestrzeń powietrzną. Po jednym z tych incydentów Rosja tłumaczyła, że powodem były "złe warunki meteorologiczne". Turecka armia 16 października zestrzeliła też dron rosyjskiej produkcji, który przeniknął do tureckiej przestrzeni.