Tak, polska oświata wymaga gruntownej reformy. Ale nie rewolucji. Rewolucja pociąga ofiary, a na to nas nie stać.
30.10.2015 12:40 GOSC.PL
Na początek krótki wątek osobisty. Urodziłem się w roku 1986. Jestem pierwszym rocznikiem polskich dzieci, który zamiast do 7 klasy szkoły podstawowej poszedł do 1 klasy gimnazjum. Szczerze mówiąc, kiedy zaczynaliśmy przecierać szlaki wielkiej reformy chyba nikt z nas nie wiedział, w która stronę to pójdzie. Egzamin gimnazjalny był wielką niewiadomą (przynajmniej dla uczniów), a matura jeszcze większą. Od tego czasu kształt egzaminu dojrzałości zmieniał się kilkakrotnie (zmieniano formę części ustnej, dodano obowiązkową matematykę etc.). Nie, żebyśmy nie dali rady, ale poczucie bycia przez większość swojego szkolnego życia królikami doświadczalnymi z pewnością towarzyszyło. Ktoś wymyślił reformę, ktoś ją najpierw wprowadził w życie, a później, w czasie, stopniowo próbował - z gorszym lub lepszym skutkiem - naprawiać błędy. To, że eksperymentowano na ludziach? Któż by się przejmował.
W ciągu tych kilkunastu lat obecności gimnazjów w polskim systemie oświatowym model reformy okrzepł, 8-klasowa szkoła podstawowa jest dziś praktycznie wspomnieniem. Obecny system ma wiele wad (jak choćby fakt, że 3 stopniowe szkolnictwo sprawia, iż trzy raz uczeń musi odnajdywać się w nowej rzeczywistości zamiast po prostu kontynuować w spokoju edukację przez dłuższy okres czasu). Z relacji nauczycieli i wielu rodziców wynika, że program nauczania wymaga od uczniów coraz mniejszego zakresu wiedzy, albo próbuje się wprowadzać do programu treści czysto ideologiczne (jak np. koncepcje edukacji seksualnej). Obcina się treści z takich przedmiotów jak historia, co w konsekwencji może osłabić w społeczeństwie ducha patriotyzmu. Lista grzechów gimnazjalnej reformy edukacji jest długa i polskie szkolnictwo wymaga gruntownej odnowy. Ale błagam przedstawicieli przyszłego rządu: nie podejmujcie pochopnych decyzji i nie fundujcie uczniom kolejnej rewolucji. Rewolucja wymaga ofiar i jeśli zdecydujecie się na taki krok, to ofiary będą.
System oświaty jest tkanką, która ciągle żyje. Kształcenie młodego pokolenia można porównać do pracy serca narodu, a każda reforma oświaty, każda rewolucja jest jak operacja na otwartym sercu. To serce potrzebuje leczenia i jestem za każdym rozsądnym pomysłem naprawy polskiej szkoły. Ale podejmowanie działań medycznych na bijącym sercu wymaga głębokiego namysłu.
Nie wiem czy trzeba likwidować gimnazja. Z pewnością nie ma powodu, by za nie (w obecnej formie) umierać, jak deklaruje ochoczo minister Kluzik-Rostkowska. Ale reformując oświatę trzeba dać sobie czas na rozważenie wszystkich za i przeciw. Bo do stracenia jest proces wychowawczy kilku, a może kilkunastu roczników polskich dzieci. Być może wystarczy stopniowo modyfikować obecny kształt polskiej szkoły, zmieniać program nauczania. Być może warto rozważyć możliwości tworzenia mniejszych pod względem ilości uczniów klas, zamiast rozbijać całkowicie strukturę organizacyjną polskich szkół. Czy naprawdę stać nas na kolejną rewolucję? I nie mam na myśli kosztów finansowych, ale społeczne. Czy może lepiej przygotować rzetelny, ewolucyjny program odnowy polskiej oświaty? Tak, naprawiajcie, ale naprawiajcie mądrze, bez zbędnego pośpiechu.
W polityce istnieje coś takiego jak pokusa każdej nowej władzy, by odwrócić do góry nogami rzeczywistość zastaną po poprzednikach. Czasami są dziedziny życia społecznego, które wymagają takich działań. Ale to rzadkość. Zwykle bardziej potrzebna jest stopniowa modernizacja, praca u podstaw, która wymaga czasu (choć nie daje tak spektakularnych i medialnych efektów). W przeciwnym razie istnieje duże ryzyko wylania dziecka z kąpielą. A kiedy dziecko podrośnie, już nie zmieści się do wanienki, z której zostało wylane.
Wojciech Teister