O debatach przedwyborczych z Krzysztofem Czabańskim rozmawia Andrzej Grajewski.
Jak Pan ocenia debatę premier Kopacz z przewodniczącą Szydło ?
Ta rozmowa posiadała kilka sekwencji. Pierwsza miała miejsce przed debatą. Wtedy w mediach przedstawiano ją jako wydarzenie, które ma być użyteczne dla wyborców, a także zmusi opozycję do usprawiedliwienia się ze swoich postulatów. Sugerowano, że będzie to zderzenie twardych faktów, prezentowanych przez rząd, z rojeniami opozycji. Później jednak, kiedy sama debata spowodowała prawdopodobnie efekt, który kolokwialnie nazywa się opadnięciem szczęki u zwolenników rządu, gdyż premier Kopacz w tym starciu medialnym wypadła bardzo słabo, narracja się zmieniła. Nastąpiła więc trzecia sekwencja. W mediach głównego nurtu zaczęto przekonywać, że takie debaty nie mają żadnego sensu, gdyż nie pozwalają zaprezentować faktycznych programów, a ta debata nic nowego nie wniosła.
Ale poniekąd to prawda. Moim zdaniem jej merytoryczny poziom był bardzo słaby. Obie panie często nie odpowiadały na pytanie i unikały konkretów.
Nie zgadzam się z tą opinią. Moim zdaniem poruszono w niej kilka ważnych spraw. Niewątpliwie każdy widział i słyszał, że na wiele kwestii, podnoszonych przez panią Szydło, pani premier nie miała odpowiedzi. Ze swej strony nie przedstawiła także żadnej konkretnej propozycji. Mówiąc ogólnie, w tej debacie spotkała się władza, która przez osiem lat rządziła Polską i nie ma poczucia, że powinna się jednak z wielu zarzutów publicznie wytłumaczyć, z opozycją, która idzie po władzę.
Kampania wyborcza to nie najlepszy czas na posypywanie głowy popiołem.
Zgadzam się, ale Platforma także wcześniej daleka była od jakiejkolwiek skruchy za fatalne rzeczy, jakie miały miejsce podczas jej rządów. Gdy wybuchały kolejne afery, zwykle miała odruch, aby zamieść to wszystko pod dywan.
Myślę, że każda partia rządząca ma taki odruch.
Tego bym nie wykluczał, że każda władza pierwszy odruch ma właśnie taki, ale przez osiem lat rządziła Platforma i ją z tych zachowań rozliczamy. Proszę zwrócić uwagę, jak zareagowała premier Kopacz, kiedy przypomniano jej aferę taśmową. Przeprosiła jedynie za język swoich kolegów, skądinąd prominentnych polityków Platformy. Ale przecież afera taśmowa to coś znacznie więcej aniżeli język polityków. Ten knajacki język odsłaniał także pewną mentalność polityków, którzy się nim posługiwali. Najistotniejsze jednak było to, co zostało na tych taśmach nagrane, wyrażane tam opinie o stanie państwa i sposobach rządzenia nim.
A nie widzi Pan problemu bezradności państwa w wyjaśnieniu okoliczności nagrań?
Oczywiście jest także kwestia zabezpieczenia się na przyszłość przed takimi podsłuchami, zresztą do dzisiaj nie wiemy, ile ich jest i kto nimi dysponuje. Z całą pewnością ta sprawa jest także wyzwaniem dla polskich służb specjalnych. Dopuszczając do tego, że nagrania w ogóle miały miejsce, nie spełniły swego zadania. Jakoś jednak trudno mi sobie wyobrazić polityków PiS w takiej roli, w jakiej wystąpili politycy Platformy. Państwo musi być po prostu uczciwe, aby nie można było go szantażować. Jeśli obywatel jest uczciwy, można próbować go szantażować, ale szanse na sukces są nikłe. Trzeba mieć trupa w szafie, aby szantażysta mógł to wykorzystać. My takich trupów nie mamy, a Platforma ma. Nie ulega jednak wątpliwości, że w Polsce służby specjalne, czy przez swoje zaniechania, czy przez swoje działania, odgrywają zdecydowanie za dużą rolę w życiu publicznym. I ten stan trzeba zdecydowanie zmienić.
Dostałem esemesa od wnikliwego analityka polskiej sceny politycznej, który napisał, że debatę przewodniczącej Szydło z premier Kopacz wygrałby nawet Lech Poznań. To nie jest komplement, biorąc pod uwagę obecną pozycję drużyny z Poznania.
Nie zgadzam się z tą opinią. Ale nawet zakładając, że jest ona racjonalna, to i tak oznacza, że porażkę poniosła premier Kopacz. To ona miała przecież gonić opozycję i nadrabiać straty, a tego z pewnością nie zrobiła. Efektem porażki premier Kopacz będzie narastający konflikt o jej przywództwo w Platformie. Już teraz jest ono otwarcie kwestionowane przez Grzegorza Schetynę. Debata miała dać napęd Platformie, a w istocie ją pogrążyła. Taka jest moja ocena polityczna tej pierwszej debaty, bez wchodzenia w szczegóły.
Znacznie lepiej, moim zdaniem, wypadła druga debata. Prezes Szydło jednak także w niej nie brylowała, a premier Kopacz wypadła zupełnie beznadziejnie. Najciekawiej mówili przedstawiciele mniejszych partii. Myślę, że tą debatą zdobyli nowych wyborców, wy nie.
Kieruje się Pan pozorami. Ewa Kopacz i jej ewentualni przyszli koalicjanci, lub przystawki do zjedzenia po wyborach, czyli Barbara Nowacka i Ryszard Petru, wypadli równie beznadziejnie jak Kopacz. Dobrze wypadł lewicowy Adrian Zandberg z Partii Razem, co jest złą wiadomością dla Zjednoczonej Lewicy oraz jej wyniku wyborczego. A to jest dobra wiadomość dla PiS.
Krzysztof Czabański, dziennikarz, publicysta, kandyduje do Sejmu z list PiS w Toruniu.