Na synodzie wciąż słyszę, że Kościół powinien się nawrócić, aby lepiej komunikować się ze światem. Mało słyszę o tym, co świat powinien zrobić, aby się nawrócić.
20.10.2015 18:10 GOSC.PL
Zastrzegam, że moją opinię formułuję tylko na podstawie tego, co słyszę w biurze prasowym Watykanu. Dziennikarze nie mają dostępu na salę obrad. Ojcowie synodalni odpowiadając na pytania dziennikarzy mówią bardzo często o tym, co Kościół musi zmienić w sobie, aby lepiej docierać do świata, zwłaszcza do zagubionych, ze swoim przesłaniem. Musimy zmienić język, który jest zbyt agresywny, oceniający, zimny, skostniały, archaiczny, oderwany od życia, zbyt „teologiczny”, czyli niezrozumiały. Jeden z biskupów zapytany o konkretne przykłady takiego języka mówił, że słowo „nierozerwalność” jest mało czytelne. Inny hierarcha poszedł dalej mówiąc, że nawet słowo „miłosierdzie” czy „grzech” bywają rozumiane opacznie i trzeba na nie uważać. Co jeszcze jest do zamiany? Musimy więcej wsłuchiwać się w ludzi, w ich potrzeby. Nie idee są ważne, ale rzeczywistość, konkrety. Musimy być bliżej ludzi poranionych, zagubionych, tych, którym się nie powiodło. Jesteśmy synodem duszpasterskim, więc nie zajmujemy się doktryną, tylko konkretnym działaniem Kościoła.
Owszem, Kościół musi się nawracać. Czyli papież, biskupi, księża, wierni świeccy i ja sam oczywiście. Musimy być lepszymi uczniami Chrystusa, pełna zgoda. Ale przecież, choć niedoskonali, już idziemy za Jezusem, próbujemy żyć po Bożemu. Naszym zadaniem jako uczniów-misjonarzy jest zmienianie świata, pokazywanie mu swoim życiem i słowem Chrystusa, nazywanie po imieniu jego chorób, zła, zagrożeń, demaskowanie fałszywych proroków. Słowem, wzywanie do nawracania na Ewangelię. Odnoszę wrażenie, że akcenty na synodzie zostały źle postawione – podstawą odnowy Kościoła nie jest na pierwszym miejscu słuchanie ludzi, ale słuchanie Boga! To ON wymyślił rodzinę, małżeństwo. To ON wie, co jest dobre, a co złe. To, że dzisiejsza kultura i ludzie, w niej żyjący mają kłopot z odczytaniem Ewangelii nie jest tylko winą Kościoła i jego języka. To kultura, która nas otacza jest coraz bardziej pogańska, zamknięta na Boga, głucha na prawdę, pełna fałszywych bogów. To trzeba także powiedzieć. Prorok musi jak Amos nacinać sykomorę, czyli mieć odwagę bycia krytykiem zastanego świata.
Prawda Ewangelii jest niezmienna, jest adresowana do wszelkich kultur. Małżeństwo i rodzina mają zawsze osadzenie w kulturze danego regionu, kraju czy czasu. Ale fundamenty tej instytucji są niezmienne, są wpisane w ludzką naturę: mężczyzną i niewiastą stworzył ich Bóg, aby byli jednym ciałem. Nie ma tematu bardziej uniwersalnego niż miłość mężczyzny i kobiety dająca życie. Jasne, że pewne problemy są specyficzne dla danego regionu, ale zamiast w kółko powtarzać, że Kościół musi mieć w każdym kraju inne duszpasterstwo dostosowane do lokalnych sytuacji (to kolejne dyżurne hasło), warto wyjść od tego, co wspólne. Od przypomnienia, że w ludzką naturę są wpisane pewne odwieczne, stałe prawdy, reguły gry. Ich respektowanie jest warunkiem szczęścia. Ich lekceważenie prowadzi do katastrofy.
Kard. Wilfried Fox Napier, arcybiskup Durbanu (RPA) mówił na konferencji prasowej, że synod nie może być tylko pastoralny, ale musi także być profetyczny (prorocki). Innymi słowy – nie możemy w kółko zastanawiać się tylko nad tym, jak ulepszyć Kościół, ale musimy mówić także (a może przede wszystkim) jak zbawić świat. Dlaczego zachodni biskupi, gdy mówią przed dziennikarzami o doktrynie Kościoła sprawiają wrażenie, jakby ta doktryna była dla nich jakimś obciążeniem, a nie wyzwalającą prawdą o Bogu i człowieku? Czy w świecie, w którym rodzina i małżeństwo bywają uważane za relikt minionej kultury, Kościół nie powinien wznieść jak sztandar swojego nauczania i powiedzieć jasno, zdecydowanie „to jest droga życia, to jest Boży projekt na ludzką miłość, to jest droga do szczęścia”. To pozytywne przepowiadanie musi jednocześnie (tak jak było u Pana Jezusa) być połączone z nazywaniem po imieniu grzechów, błędów, zniewoleń, fałszywych proroków i bożków. Takie prorockie przepowiadanie – słychać dziś najgłośniej z Afryki. Czy zachodni Kościół zechce się nim przejąć?
ks. Tomasz Jaklewicz