Giertych, czyli sędzia w swoich sprawie

"Newsweek" publikuje fragmenty raportu ws. afery taśmowej obciążające PiS. Nie wspomina jednak, że raport wyszedł z kancelarii współpracującego z PO Romana Giertycha.

Okładka najnowszego "Newsweeka": białe tło, twarze znanych polityków PO przekreślone czerwonym krzyżykiem. To symbol ich rzekomego wyeliminowania z życia politycznego po aferze taśmowej. Obok tytuł: "Kto kazał zabić rząd" i tekst: "W aferze taśmowej tropy prowadzą do PiS, Prokuratura robi wszystko, by tego nie badać".

Wewnątrz numeru tygodnika w okładkowym artykule czytamy, że do szefa ABW trafił poufny raport na temat śledztwa ws. afery podsłuchowej, z którego wynika podobno, że za taśmami mogą stać ludzie związani z PiS. "Newsweek" obszernie cytuje raport, będący w gruncie rzeczy próbą zrzucenia odpowiedzialności za aferę na PiS. Tekst uzupełniają wypowiedzi podsłuchanych polityków ( m.in. Jacka Rostowskiego i Radosława Sikorskiego) o charakterze niemal eksperckim. Ani słowa o treści ujawnionych skandalicznych rozmów.

Cała publikacja jest sztandarowym przykładem tego, jak nie powinno wyglądać dziennikarstwo i jak dalece można manipulować opinią publiczną. Nie chodzi nawet o to, że autorka artykułu ani słowem nie wspomina o skandalicznych treściach rozmów podsłuchanych polityków i przedstawia sprawę w takiej optyce, jakby jedynym problemem było to, że coś zostało nagrane, a to, co zostało nagrane, nie miało żadnego znaczenia.
Główną wina "Newsweeka" jest fakt, że nie przedstawia, kto jest autorem cytowanego tajemniczego raportu. A akurat to ma dla sprawy ogromne znaczenie. Otóż raport wyszedł spod pióra adwokatów zatrudnionych w kancelarii prawniczej samego Romana Giertycha (co też Giertych sam przyznał na Twitterze). Tak, tak, tego samego Romana Giertycha, który od kilku lat ściśle współpracuje z rządem PO, a obecnie startuje w wyborach do Senatu z pełnym błogosławieństwem Platformy (choć formalnie jako kandydat niezależny). Raport powstały w kancelarii Giertycha z zasady nie powinien być traktowany jako głos ekspercki, bo Roman Giertych jest stroną w sporze PO-PiS.

Nie rozstrzygam, ile w cytowanym raporcie jest prawdy. Nie mam ku temu danych. Ale fakt robienia okładkowego tematu wymierzonego przeciw jednej partii politycznej i opieranie tego materiału na rzekomo niezależnym raporcie, który powstaje w kancelarii człowieka ściśle współpracującego z przeciwną partią, a na domiar złego niewspominanie ani słowem o autorach raportu, to dziennikarski skandal i zwyczajne oszustwo popełnione względem czytelników. Tomasz Lis i spółka grają przed wyborami va banque.

Giertych, czyli sędzia w swoich sprawie  

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wojciech Teister