Gesty
 prorockie

Bartłomiej I błogosławi posiłek kardynałów w czasie inauguracji papieskiego pontyfikatu. Kilkuset pastorów jeszcze niedawno straszących ludzi katolickim Babilonem… błogosławi biskupa Rzymu. To kroki milowe. Książka o Franciszku pokazuje papieża, jakiego nie znacie.


Koleżanka z czasów młodości wspomina: „Jego muzyczną miłością było tango. Jorge był wyśmienitym tancerzem, a tango kochał do szaleństwa”. Sam Bergoglio przyzna po latach: „Tango tkwi głęboko we mnie”.
W jaki sposób postępować w tańcu za Franciszkiem, by nie pogubić kroku? Książka brytyjskiego dziennikarza Austena Ive­reigha „Prorok. Biografia Franciszka, papieża radykalnego” (według dziennika „The Times” najważniejsza i najlepsza książka poświęcona życiu Jorge Mario Bergoglia) odpowiada na te pytania. 


Czy to rewolucja?


Gdy dziennikarz barcelońskiej gazety „La Vanguardia” zarzucił przed rokiem Franciszkowi, że jest rewolucjonistą, papież nie zaprzeczył. Odpowiedział spokojnie, że największą z rewolucji jest „powrót do korzeni”, a rzeczywista zmiana to „wzmacnianie tożsamości”, a nie zastępowanie jej inną.
 Dlaczego świat nie wierzy? – zagadnął mnie Andrzej Sionek, zaangażowany od lat w ewangelizację. – Bo nie jesteśmy jedno. Jezus w czasie modlitwy arcykapłańskiej wołał: „Aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał”.

Kiedy w „La Nación” ukazało się zdjęcie kard. Bergoglia na kolanach, z zamkniętymi oczami, z pastorami trzymającymi ręce ponad jego schyloną głową, ludzie przeżyli szok, a niektórzy ogłosili hierarchę apostatą. Śmiały krok kardynała miał miejsce na modlitwie charyzmatycznej, gromadzącej tysiące uczestników na stadionie w Buenos Aires w czerwcu 2006 roku. Miał wówczas dobrze ponad 60 lat.


Inny obrazek. Kilkuset pastorów zielonoświątkowych wyciągających ręce w stronę papieża i dziękujących Bogu za pontyfikat. Ten zdumiewający filmik wywołał spory ferment w internecie. Nie zdumiało mnie nawet to, że papież nagrał na smartfona przemówienie skierowane do zielonoświątkowców. Zdumiałem się odzewem ze strony kilkuset pastorów. 14 stycznia 2014 r., w czasie swego kongresu podczas spotkania z biskupem zielonoświątkowców Anthonym Palmerem, zaczęli… błogosławić Boga za Franciszka. A przecież wielu z nich wywodzi się ze środowisk, w których straszono do niedawna „katolickim Babilonem”. „Jak może istnieć Kościół protestancki? Przecież protest Lutra się skończył” – pytał dramatycznie bp Tony Palmer. Naprawdę spodziewałem się tego, że gdy ten charyzmatyczny człowiek (zginął kilka miesięcy później w wypadku motocyklowym) rzuci do pastorów: „Wszyscy powinniśmy być katolikami”, ci zareagują chichotem. Nie było żadnej szyderki, ironii. Tłum uwielbiał Boga, którego Syn dzień przed śmiercią wołał z tęsknotą: „Aby byli jedno”. „Jesteśmy braćmi” – przypomniał im papież. A o rozbiciu chrześcijaństwa powiedział niezwykle ostro: „Kto jest winny? Wszyscy jesteśmy winni”.


Przyjazd Bartłomieja I do Wiecznego Miasta był przełomem. Po raz pierwszy od 1054 roku (sic!) duchowy przywódca prawosławia wziął udział w inauguracji pontyfikatu biskupa Rzymu. Patriarcha wyznał, że był bardzo zaskoczony tym, że Franciszek zaprosił go na kolację z kardynałami i poprosił, by to on ją pobłogosławił. „Rozmawialiśmy przez dwie i pół godziny” – wyznał Bartłomiej, a media obiegła jego śmiała deklaracja: „Jest konkretna nadzieja na zjednoczenie Kościoła Wschodu i Zachodu. Przyszłe pokolenia zobaczą Kościół zjednoczony, co położy kres wielkiej schizmie z 1054 roku”.


Pastor Himitian, znajomy kard. Bergoglia, wspomina na łamach książki: „Od pierwszego dnia prosił nas, żebyśmy raczej mówili do niego nieformalnie i zapomnieli o »kardynale«. »Albo jesteśmy braćmi, albo nie jesteśmy« – powiedział. Odkryliśmy człowieka, który był pokorny, prosty, człowieka modlitwy, bliskiego ludziom”. 
Takie gesty mogą szokować. Dla niektórych to rozmienianie papiestwa na drobne, dla innych rodzaj mostów, rezygnacja z chęci odbierania chwały. Dla mnie rozdziały o budowaniu jedności są kluczem do zrozumienia tego pontyfikatu. 
– Za papieżem idą jego czyny. Jego znaki są znakami prorockimi, dlatego wywołują nieprawdopodobny rezonans i mają tak potężne oddziaływanie – nie ma wątpliwości Andrzej Sionek. – Jego gesty są namaszczone przez Boga, dlatego sprawiają na ludziach, którzy są wrażliwi duchowo, tak ogromne wrażenie. Ci ludzie jeszcze w Buenos Aires widzieli gotowość spotykania się z pastorami, rabinami, gotowość czynienia sobie przyjaciół spośród liderów świata ewangelicznego.


« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz