Dzisiaj obchodzimy rocznicę jednego z najczarniejszych wydarzeń w naszej historii.
23.08.2015 08:57 GOSC.PL
Rocznica podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow, obchodzona jest jako Europejski Dzień Pamięci Ofiar Reżimów Totalitarnych. W przestrzeni publicznej niestety tego nie widać. Nikt nie zatrzyma się na ulicach, nie odezwą się syreny, a politycy nie pojawią się w żadnym symbolicznym miejscu. Dobrze przynajmniej, że prezydent Andrzej Duda pojedzie do Tallinna, gdzie wspólnie z prezydentem Estonii Toomasem Ilvesem upamiętni ofiary zbrodniczego porozumienia. Pakt Ribbentrop – Mołotow to jedno z najbardziej tragicznych wydarzeń w historii najnowszej nie tylko w naszej, ale całej Europy. Niezbyt obszerny traktat o nieagresji między III Rzeszą a Związkiem Sowieckim, podpisany w Moskwie 23 sierpnia 1939 r. oraz dołączony do niego tajny protokół, zadecydował o losach całego kontynentu. Zawierał zaledwie 280 słów, a zniszczył życie 50 milionów ludzi.
Najistotniejszą jego część stanowił „Tajny protokół dodatkowy”. Stanowił, że państwa bałtyckie: Finlandia, Estonia, Łotwa i Litwa staną się częścią strefy wpływów sowieckich, a strefy „interesów Niemiec i Związku Sowieckiego będą rozgraniczone mniej więcej wzdłuż linii rzek Narwi, Wisły i Sanu. Zagadnienie, czy interesy obu stron czynią pożądanym utrzymanie odrębnego państwa polskiego i jakie mają być granice tego państwa, może być ostatecznie rozstrzygnięte dopiero w toku wydarzeń politycznych”. Strona sowiecka podkreślała także swoje zainteresowanie rumuńską Besarabią, co strona niemiecka przyjęła do akceptującej wiadomości.
Wystarczy spojrzeć na tę mapę, aby zrozumieć, że Stalin był większym beneficjentem tego układu, aniżeli Hitler. Otrzymał nie tylko większą część terytorium II Rzeczypospolitej, 200 tys. kilometrów kwadratowych, wobec nieco ponad 188 tys. kwadratowych, które przypadło Niemcom, ale także wolną rękę w odniesieniu do całej Europy Środkowej.
Traktat był w istocie czwartym rozbiorem Polski i pod taką nazwą powinien być opisywany w podręcznikach. Bezpośrednią jego konsekwencją była depolonizacja Kresów Wschodnich oraz Zbrodnia Katyńska, której ofiarami stali się żołnierze oraz funkcjonariusze państwowi wzięci do niewoli po 17 września 1939 r., po sowieckiej agresji. Przesądzał także los krajów nadbałtyckich: Litwy, Łotwy i Estonii, zaliczonych do sowieckiej strefy okupacyjnej.
Już w październiku 1939 r. rządy tych krajów zostały zmuszone przez Moskwę do podpisania traktatów zezwalających na stacjonowanie na ich terytorium garnizonów Armii Czerwonej oraz faktycznie pozbawiających je suwerenności. Ich dramat dopełnił się w połowie czerwca 1940 r. kiedy sowieckie oddziały wkroczyły na Litwę, do Estonii i na Łotwę. W katowniach NKWD likwidowano miejscowe elity a masy ludności deportowano w głąb Związku Sowieckiego. Szacuje się, że wywieziono ponad 34 tys. Litwinów, ponad 15 tys. Łotyszów oraz ponad 10 tys. Estończyków. W praktyce oznaczało to likwidację całej klasy średniej oraz inteligencji. Ich miejsce zajęli przesiedleńcy z różnych regionów Rosji.
Nieomal do końca Związku Sowieckiego sowieccy politycy przekonywali, że nie było żadnego tajnego protokołu. Jednak narody, które doświadczyły jego skutków o nim nie zapomniały. 23 sierpnia 1989 r. żywy łańcuch złożony z dwóch milionów ludzi, którzy wyszli na ulice i drogi, przypominając światu, że kiedyś byli wolni, połączył Tallin, Rygę i Wilno. Był to ważny etap budowania suwerenności Estonii, Łotwy i Litwy. Dobrze więc, że tego dnia prezydent Duda będzie w Tallinnie z wizytą, która wpisuje się w szerszy krąg spraw: budowy wspólnej pamięci historycznej, ale i przypomnienia o wspólnych interesach w Unii i NATO.
Ta wizyta będzie także dobrą okazją, aby upomnieć się o większą obecność NATO w regionie. Jest to szczególnie ważne w chwili, kiedy Rosja testuje natowskie gwarancje Estonii, czego przejawem było niedawne skazanie przez rosyjski sąd na 15 lat więzienia oficera estońskich służb bezpieczeństwa Estona Kohvera, porwanego z terytorium Estonii przez rosyjskie służby specjalne.
Andrzej Grajewski