Nie wiem, jak Was, ale mnie nikt nie przymusił do tego, abym w ubiegłą niedzielę szła do Kościoła.
Absurd goni absurd. Co dopiero odniosłam się do słów Pani Wellman, a tu już do odpowiedzi wzywa mnie Pan Kuźniar. Sama nie wiem, co lepsze. Puszczać koło uszu (niech mi Pan Jarek wybaczy) ten stek bzdur, czy jakoś reagować? W weekendowym internetowym wydaniu GW czytam: „Dla mnie problemem jest, że państwo próbuje na nas wymuszać chodzenie do kościoła. Nie chcę – nie idę. Dajmy ludziom żyć”.
Nie wiem, jak Was, ale mnie nikt nie przymusił do tego, abym w ubiegłą niedzielę szła do Kościoła. Nikt mnie też nie zniechęcał. Chciałam – to poszłam.
Na stwierdzenie dziennikarki, że i on, tzn. Pan Jarek, został przyłapany na uczestnictwie we Mszy, odpowiada: „Pewnych spraw nie unikniesz, ale staram się to rozdzielać. To ważne szczególnie współcześnie. W Polsce zaczyna się mówić ludziom: Będziesz mieć prawa jakie chcesz, ale musisz być w związku małżeńskim [ciekawe, jakie prawa ma Pan Redaktor na myśli?]. A jeżeli ja nie chcę być w związku małżeńskim, a chcę tutaj żyć, to co? – To nie możesz” – konkluduje Pan Kuźniar.
Skąd to Pan wytrzasnął? Nie mam pojęcia. Widać prawo Pana Jarka jest bardzo restrykcyjne. Dalej jest tylko „lepiej”. Dziennikarka przeprowadzająca wywiad stwierdza: „Bronisław Komorowski też chodzi do kościoła”.
– „Tak, ale w jego wydaniu to nie było takie widowiskowe” – komentuje Pan Jarek.
Ha ha ha, przecież to można potraktować jak dowcip! Nie wiem, może coś przegapiłam, może żyjemy w dwóch różnych krajach. Jest pewien sposób, aby się o tym przekonać. Wystarczy, że Pan Redaktor szczerze odpowie sobie na pytanie, kiedy ostatnio był w kościele i jakie poniósł konsekwencje za swoją nieobecność?
Magdalena Siemion