Chcąc zachować bezstronność, ustępujący rzecznik praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz starała się omijać problemy kontrowersyjne, a jednocześnie była aktywna w sprawach dotyczących zwykłych ludzi.
Obchody rocznicy ważnego wydarzenia w historii Polski. W strefie oficjeli gromadzą się politycy PO i PiS. To czas, gdy wojna między obydwoma ugrupowaniami weszła w ostrą fazę. Stoją w dwóch oddzielnych grupach, nie rozmawiają ze sobą, witają się co najwyżej zdawkowym kiwnięciem głowy. W przestrzeni między nimi stoi rzecznik praw obywatelskich prof. Irena Lipowicz, jakby nie chcąc przyłączać się do żadnej z grup, bo zostałoby to odczytane jako opowiedzenie się po którejś stronie. Dla PiS-owskiej opozycji była osobą z obozu PO. To właśnie Platforma zgłosiła jej kandydaturę na RPO po śmierci Janusza Kochanowskiego, który zginał w katastrofie smoleńskiej. Jej wybór w lipcu 2010 r. był odczytywany jako element przejmowania przez ludzi związanych z Platformą najwyższych urzędów w państwie, których szefowie zginęli w tej katastrofie. Choć prof. Lipowicz nie wzbudzała takich kontrowersji jak jej następca, dr Adam Bodnar, z pewnością wywodziła się z obozu politycznego, który krytykował PiS. Była bowiem posłanką Unii Wolności i Unii Demokratycznej. W czasie swej kadencji unikała zaangażowania w wojnę polsko-polską i spory światopoglądowe, jednak w tej ostatniej sprawie nie do końca jej się udało. Należy docenić jej zaangażowanie w obronę praw zwykłych obywateli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Bogumił Łoziński