Czwartkowe uroczystości zaprzysiężenia nowego Prezydenta RP skłoniły mnie do podzielenia się kilkoma refleksjami odnośnie do obecnej sytuacji politycznej w naszej ojczyźnie.
Wsłuchując się w słowa Andrzeja Dudy odniosłem wrażenie, że w końcu pojawiła się iskierka nadziei na zmiany na lepsze. Liczę na to, że coraz szersze grono Polaków zaufa nowej głowie państwa i poprzez właściwe decyzje w jesiennych wyborach pozwoli mu na skuteczna realizacje śmiałych reform.
Jestem osoba zbyt młodą, by móc cieszyć się przywilejem bezpośredniego przeżywania atmosfery towarzyszącej pierwszym pielgrzymkom św. Jana Pawła II do Polski. Jakkolwiek - na podstawie odczuć i ocen osób dojrzalszych - wnioskuję, iż klimat oczekiwania na zmiany zarówno teraz jak i przed 30-40 laty jest zbliżony. Wszechobecne poczucie zmarnowanych ostatnich 8 lat i silnie odczuwalna społeczna determinacja do przemian powinny doprowadzić do radykalnej zmiany na scenie politycznej.
Nie będę ukrywał, że odkąd przysługuje mi czynne prawo wyborcze, niezmiennie popieram polityków utożsamianych z ugrupowaniami prawicowymi (Prawo i Sprawiedliwość oraz formacja polityczna Marka Jurka). Tak jak w wielu polskich rodzinach, także i w mojej toczy się "wojenka polsko-polska", z nieznaczną dominacją zwolenników Platformy Obywatelskiej. Naturalnie szanuję odmienne wobec moich poglądy polityczne niektórych członków mojej bliższej i dalszej rodziny, jednakże odnoszę wrażenie, że ich preferencje i wynikające z nich decyzje są zdecydowanie bardziej "przeciw" aniżeli "za". Moje prośby o merytoryczne uzasadnienie takich a nie innych wyborów napotykają początkowo na głuchą ciszę, którą po chwili przerywa czysto emocjonalny wywód, jaki to straszny jest "ten Kaczyński i jego poplecznicy", a następnie roztaczane są przede mną apokaliptyczne wizje Polski po przejęciu sterów władzy przez jego formację polityczną. Zdziwienie wielu osób budzi fakt, iż jako osoba o wyższym wykształceniu prawniczym i nienajgorzej radząca sobie w obecnych realiach ekonomicznych, popieram siły polityczne utożsamiane przez nich jako "zaściankowe i staroświeckie" w kwestiach światopoglądowych oraz reprezentujące interesy osób przejawiających postawę roszczeniową wobec państwa, tj. takich "którym się nie powiodło, nie nadążają za postępem albo nie potrafią odnaleźć się w dzisiejszych realiach rynkowych". Moje argumenty, które staram się zaprezentować rzeczowo i "na chłodno", spotykają się z uporczywym odrzucaniem dla tzw. zasady, bez najmniejszej choćby próby podjęcia merytorycznej polemiki.
Być może w czasach, gdy szumne plany powołania do życia rządów tzw. PO-PiSu spełzły na niczym, różnice programowe obu tych ugrupowań były na tyle słabo dostrzegalne, że dla utrzymania swojego elektoratu koniecznym było stałe podsycanie antagonizmów, bazując wyłącznie na sferze emocji. Obecnie, dzięki wyraźnemu przesunięciu się doktryny Platformy Obywatelskiej na lewo (głównie w sferze światopoglądowej), świadomy i kierujący się tradycyjnym systemem wartości wyborca nie powinien mieć problemu z ulokowaniem własnych preferencji wyborczych.
Od wielu lat pokutuje stereotyp, że ci, którzy potrafili odnaleźć się w nowej ekonomicznej rzeczywistości, pragną za wszelką cenę zachować obecny status quo i ze względu na to boją się jakichkolwiek zmian (nawet jeśli oznacza to dla nich konieczność pogodzenia się z rewolucjami w sferze światopoglądowej, z którymi w głębi ducha nie utożsamiają się) stanowią naturalny elektorat Platformy Obywatelskiej. Jednakże najwyższy już czas, by uświadomili oni sobie, że ugrupowanie polityczne, z którego wywodzą się choćby Andrzej Duda czy Beata Szydło, ma wiele do zaoferowania również dla nich - a co najistotniejsze - nie tracąc nic na niwie ekonomicznej, mogą zachować to, co dla każdego powinno być najwyższą wartością - czyste sumienie.
Paweł Jasiorowski