Gdy papież Franciszek na Lampedusie opłakiwał śmierć setek migrantów, Christopher i Regina Catrambone luksusowym jachtem opływali włoskie wysepki dla bogaczy. Tam dosięgnął ich papieski apel o zastąpienie obojętności solidarnością. Zamiast okazałej willi kupili statek i ratują ludzi z otchłani morskich. Ocalili już 8595 osób!
Nie chcemy zbawiać świata ani zastępować instytucji państwa, jesteśmy jednak przekonani, że dla nikogo morze nie powinno stawać się grobem. Ludziom stojącym w obliczu śmierci trzeba najpierw po prostu pomóc, a dopiero potem decydować o ich przyszłości – mówi Christopher Catrambone, który w ratowanie uchodźców zainwestował cały rodzinny majątek. W ubiegłym wieku jego pradziadek wyemigrował za chlebem z ubogiej włoskiej Kalabrii do Stanów Zjednoczonych. Christopher na własnej skórze doświadczył, co to znaczy w jednej chwili stracić wszystko. Opuścił Nowy Orlean w 2005 r. po tym, jak morderczy huragan Katrina zrównał miasto z ziemią. Postanowił odszukać swoje korzenie i przeniósł się do Włoch. Zamieszkał w Reggio, w Kalabrii. Tam poznał swoją obecną żonę. – My, południowcy, jesteśmy szczególnie wrażliwi na problem migracji, ponieważ to część historii również naszych rodzin – mówi Regina Catrambone. Przyznaje jednak, że gdyby dwa lata temu ktoś im powiedział, że staną się właścicielami pierwszego na świecie prywatnego statku ratującego ludzi, uciekających z ogarniętych wojną krajów Afryki Północnej, uznaliby go za szaleńca.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska