Z zadyszką gonimy Europę, ale i tak pozostajemy w końcówce peletonu – to częsta spotykana w mediach diagnoza. „Polska przemieni Stary Kontynent. Bóg ma wobec was wielki plan” – zapowiadają charyzmatyczni rekolekcjoniści przylatujący nad Wisłę z całego świata. I kto tu ma rację?
Kowalski dogania Europę
Polacy powinni mieć ciągle zadyszkę. Nieustannie bezskutecznie doganiają Europę, ale stale, jak informują media, są na szarym końcu – zaczepiam o. Antonello Cadeddu, promującego w Warszawie kilka książek, które właśnie ukazały się nakładem wydawnictwa Esprit. – Na końcu? To powinniście się cieszyć! To świetnie, że jesteście na końcu! Biblijna obietnica brzmi: „Ostatni będą pierwszymi”. To nie metafora. Słuchajcie Boga, a wywyższy was. Gdy siedem lat temu przyjechaliśmy tu po raz pierwszy, otrzymaliśmy wyraźny obraz, proroctwo – opowiada kapłan z Sardynii, który przed laty pod wpływem lektury „Dzienniczka” ruszył do slumsów São Paulo. – Bóg pokazał nam, że dotyka dziś Europy z dwóch wysuniętych punktów. Z Polski, poprzez obraz Jezusa Miłosiernego, który wylewa krew i wodę na Stary Kontynent, i przez stygmaty Ojca Pio, z których wypływało przebaczenie dla ludów Europy. To był mocny, czytelny obraz. Od tej pory byliśmy tu wielokrotnie i widzimy, że to prawda. W Polsce ocalała żywa wiara, widzę w was (nie tylko w świeckich!) ogromną otwartość na Ducha Świętego. Obserwuję to w każdym miejscu, gdzie jestem: na północy, południu. Weszliście teraz jako Kościół w niezwykle ważny, strategiczny czas. Czas wylania Ducha. To bardzo delikatna materia. Gdy w Brazylii nadeszło przed laty duchowe przebudzenie, a biskupi zamknęli się na nie, mnóstwo ludzi odeszło do sekt. W Sãn Paulo z 90 proc. katolików pozostało 60. Dopiero wówczas biskupi zorientowali się, że popełnili błąd i otwarli się na to nowe tchnienie Ducha. Jesteście w tym właśnie momencie. Nie prześpijcie tego! Otwórzcie oczy, uszy, serca. Nie możecie zmarnować tego Bożego poruszenia. Polska ma wyraźną misję: macie głosić światu Pięćdziesiątnicę Miłosierdzia. Opowiadajcie o tym pogrążonej w letargu Europie, która nie zna już słowa „miłosierdzie”, ale żyje jedynie zajęta swymi finansowymi interesami. Nie patrzcie na statystyki, rankingi. Nawet jeśli jesteście ostatni, to znaczy, że Bóg chce przez was wykonywać swoje dzieło.
Nie prześpijcie tego!
Donald Turbitt, nowojorski strażak, założyciel ruchu Mężczyźni św. Józefa, opowiada: „Jak tu nie kibicować Polsce, skoro w niedalekiej Holandii do kościoła na niedzielną Mszę chodzi 2 proc. katolików? Wierzę, że ludzie, którzy zewangelizują Europę, wyjdą z waszego kraju. Mam nadzieję, że to przebudzenie, które widzę nad Wisłą, ożywi polski Kościół. Bardzo wiele zależy od tego, jak zostanie przyjęte przez jego pasterzy. Badam tę rzeczywistość od lat i wyraźnie widzę, że tam, gdzie to nowe wylanie Ducha zostało przyjęte przez hierarchię, Kościół ożył. W każdym kraju, w którym zostało ono przyjęte (większość krajów Afryki, Chiny, Filipiny), Kościół zaczął rozkwitać. W Brazylii na to przebudzenie patrzono z ogromną podejrzliwością. Efekt? W ciągu trzydziestu lat Kościół stracił 40 proc. wiernych. Odeszli do nowych wspólnot zielonoświątkowych. Dopiero gdy przed pięciu laty biskupi powiedzieli: »Charyzmatycy, wracajcie!«, statystyki zaczęły rosnąć. Władze kościelne powinny z otwartością powitać to wylanie Ducha. Nieważne, czy to Odnowa Charyzmatyczna, czy inne ruchy odnowy Kościoła. Naprawdę nie ma czasu na to, by przyglądać się im z podejrzliwością… Nie jesteście w punkcie krytycznym. Walka trwa, a szala zwycięstwa może przechylić się na korzyść Kościoła. Wierzę, że tak będzie…”.
Spacerek w Boże Ciało
Do czego Bóg wzywa Polaków? – Do żywej wiary, budowania z Nim relacji – opowiada siostra Tomasza Potrzebowska, zaangażowana w organizację rekolekcji o. Johna Bashobory z Ugandy, w tym kilkudziesięciotysięcznych rekolekcji „Jezus na stadionie”. – Ojciec John zauważył, że z tym mamy ogromny problem. Gdy po raz pierwszy przyleciał nad Wisłę, zobaczył pełne kościoły i pomyślał: „Panie, co ja tu robię?”. Ale gdy przybył tu po raz kolejny, zauważył, że nasza wiara jest często jedynie tradycyjna, nie oparta na relacji z Bogiem. Co z tego, że na procesji Bożego Ciała idzie tłum, skoro niektórzy ludzie w najlepsze sobie gadają albo nawet zajadają lody. Dobry przedpołudniowy spacerek – opowiada s. Tomasza. – Macie otwarte kościoły, Jezusa na wyciągnięcie ręki – wyjaśniał o. Bashobora – jesteście szczęściarzami. Ostatnio byłem w Belgii, w Antwerpii. Czułem się w kościele jak w muzeum. Ludzie podziwiali obrazy, a Najświętszy Sakrament znalazłem w najciemniejszym kąciku, na uboczu. Ooo, Jezus wrócił do żłóbka – zauważyłem.
Marcin Jakimowicz