Wczoraj wieczorem szpital w Turynie w kilka sekund stanął na równe nogi, kiedy na izbie przyjęć pojawił się nagle Papież Franciszek
Wczoraj wieczorem, krótko po 20 pod szpital Molinette w Turynie podjechał ciemno szary Fiat Doblò ze skromną eskortą watykańskiej żandarmerii. Z samochodu wysiadł ubrany w białą sutannę mężczyzna i następnie wszedł do szpitala zwykłym wejściem, przez kładkę, której używają odwiedzający jednostkę pacjenci i ich rodziny.
„Papa Francesco!” – krzyknęła jedna z pielęgniarek, która pierwsza natknęła się na niespodziewanego gościa. „Buonasera” – odparł z uśmiechem papież. – „Szukam ks. Angelo Becciu. Dzisiaj przywiozła go tu karetka”.
Papież zdecydował o przyjeździe do Molinette tuż po spotkaniu z młodzieżą na placu katedralnym. W ciągu dnia bowiem zasłabł zastępca Sekretarza Stanu Watykanu. Ks. Becciu na sygnale trafił do szpitala i na OIOM. Jego stan jest już stabilny i wszystko wskazuje na to, że dzisiaj wróci z papieżem do Rzymu. Franciszek jednak przejął się tym wydarzeniem. Zanim pojechał na kolację do pałacu biskupiego, po objechaniu zapełnionego młodzieżą placu, przesiadł się tylko z papamobile do fiata i kazał wieźć pod klinikę.
- Papież pojawił się na oddziale dokładnie w chwili kiedy mieliśmy odprawę wieczorną i rozmawialiśmy akurat o stanie zdrowia ks. Angelo Becciu – mówi w rozmowie z Vatican Insider dr Francesco Enrichens, ordynator ze szpitala. – To był dla nas szok!
Nie trudno jest sobie wyobrazić popłoch jaki wywołała niespodziewana wizyta Franciszka w turyńskim szpitalu. Było też sporo łez i radości, bo Franciszek wchodził do pokoi, witał się z osobno z każdą pielęgniarką i lekarzami, przytulał chorych.
Joanna Bątkiewicz-Brożek