W trakcie trwającego sześć dni przeszukiwania 150 km kw. dna Morza Północnego grupie Polaków nie udało się znaleźć wraku okrętu podwodnego ORP "Orzeł" zaginionego w maju 1940 r. Organizatorzy wyprawy planują kolejną, w czasie której chcą zbadać dużo większy obszar.
O efektach zakończonej w weekend ekspedycji poinformował we wtorek PAP szef ekipy poszukiwawczej - pochodzący z Trójmiasta nurek Tomasz Stachura. Jak wyjaśnił, w trakcie wyprawy zbadano dokładnie za pomocą sonarów powierzchnię 150 km kw. dna i natrafiono na niej na jeden obiekt, znany już wcześniej i z pewnością niebędący wrakiem "Orła".
Także po drodze na wyznaczony teren poszukiwań (znajduje się on około 180-190 km od brzegów Wielkiej Brytanii) znaleziono i zbadano kilka obiektów, o których ekipa poszukiwawcza dowiedziała się wcześniej od miejscowych rybaków i z innych źródeł. Żaden z tych obiektów nie okazał się jednak wrakiem poszukiwanego okrętu.
W trwającej sześć dni wyprawie na Morze Północne wzięło udział dziecięciu Polaków, przede wszystkim hydrografów i nurków.
Wybierając obszar poszukiwań oparli się oni na założeniu, że ORP "Orzeł" mógł zostać przypadkowo ostrzelany i zatopiony przez Anglików. Taką tezę postawiono po trwających około roku przeszukiwaniach archiwów, rozmowach ze świadkami historii i ludźmi pracującymi na morzu, studiowaniu map wraków i innych dokumentów itp.
"Ta koncepcja jest dla nas nadal najbardziej prawdopodobną" - powiedział PAP Stachura. Dodał, że aby wykluczyć bądź potwierdzić tę tezę, trzeba by przebadać dno Morza Północnego o powierzchni około 1200 km kw. "Aby to zrobić, potrzebowalibyśmy już nie kutra rybackiego, z którego korzystaliśmy tym razem, ale statku hydrograficznego z prawdziwego zdarzenia. Będziemy szukać partnerów, którzy mogliby nam w tym pomóc" - powiedział PAP Stachura.
Ekspedycja, która zakończyła się w miniony weekend (ostatni członkowie załogi dotarli do Polski w poniedziałek), odbyła się w ramach projektu "Santi odnaleźć Orła" (Santi to nazwa firmy, której szefem jest Stachura, a która jest głównym sponsorem projektu), a wśród jej partnerów jest m.in. Instytut Morski w Gdańsku, który udostępnił sprzęt hydrograficzny.
Wcześniej poszukiwania wraku słynnego polskiego okrętu prowadziła już m.in. Marynarka Wojenna działająca wspólnie z Narodowym Muzeum Morskim w Gdańsku. Obie te instytucje także myślą o zorganizowaniu kolejnych misji poszukiwawczych.
ORP "Orzeł" został zbudowany w okresie międzywojennym, głównie dzięki składkom polskiego społeczeństwa, w jednej z holenderskich stoczni. Kosztował 8,2 mln zł. Wodowano go 15 stycznia 1938 roku. Wyposażony m.in. w 12 wyrzutni torpedowych i jedno podwójne działko przeciwlotnicze ORP "Orzeł" zawinął do portu w Gdyni 10 lutego 1939 roku.
Na powierzchni wody jednostka mogła osiągnąć prędkość 20 węzłów na godzinę, pod wodą - 9 węzłów. Bez uzupełniania zbiorników paliwa mogła przepłynąć 7 tys. mil morskich (pod wodą - 100 mil). Maksymalnie okręt mógł zejść na 80 metrów pod powierzchnię wody.
Rano 1 września 1939 roku "Orzeł" wypłynął na Bałtyk, by zabezpieczać polskie wybrzeże przed ewentualnym desantem niemieckim od strony morza. 15 września okręt zawinął do Tallina, by wysadzić chorego kapitana. Jednostka została internowana, zabrano z niej dziennik pokładowy, mapy i część uzbrojenia.
W nocy polscy marynarze porwali okręt z estońskiego portu i kierując się mapami narysowanymi z pamięci popłynęli w kierunku Anglii. Po czterdziestodniowym rejsie, ściganemu przez niemiecką flotę i bombardowanemu przez niemieckie samoloty okrętowi udało się dotrzeć do bazy Rosyth na wybrzeżu Wielkiej Brytanii.
"Orzeł" został przydzielony do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Zimą okręt wychodził wielokrotnie na patrole i służbę konwojową. 8 kwietnia 1940 roku zatopił niemiecki transportowiec wojskowy "Rio de Janeiro", przewożący żołnierzy i sprzęt wojskowy, czym przyczynił się do zdemaskowania przygotowywanej przez Hitlera inwazji na Norwegię.
Wieczorem 23 maja 1940 roku załoga ORP "Orzeł" wypłynęła na swój kolejny patrol na Morze Północne. Z tej misji jednostka już nie wróciła. Koncepcji na temat tego, co stało się z okrętem, jest kilkadziesiąt.