Wynik Andrzeja Dudy można porównać jedynie z pokonaniem Niemców na stadionie narodowym przez piłkarzy Adama Nawałki.
11.05.2015 08:23 GOSC.PL
Wszyscy mówią dziś „Paweł Kukiz”. Jego wynik jest niewątpliwie zaskakujący, ale chyba więcej mówi o jego wyborcach, którzy sami siebie nazwali „zmienieni” albo „niepokonani”, niż o liderze. Mówi dużo o ludziach którzy absolutnie nie odnajdują się w zadowolonej z siebie i sytej Polsce. Ale ich czas jeszcze nadejdzie – jesienią.
Natomiast zwycięzcą pierwszej tury wyborów prezydenckich jest bezapelacyjnie Andrzej Duda. Bez względu na dalszy rozwój wydarzeń, należy mu się wielki szacunek i uznanie. Dokonał rzeczy niezwykłej. Wbrew wszystkiemu i wszystkim – wygrał. Przecież na początku nie wierzyli w niego nawet wyborcy PiS. Mówiono, ze jest kandydatem przypadkowym, wyciągniętym z kapelusza, kaprysem Jarosława Kaczyńskiego. Pisano, że „walczy jedynie o rozpoznawalność”, wejście do drugiej tury miało być szczytem marzeń. Gdy 11 listopada przedstawiono jego kandydaturę, Bronisław Komorowski udawał, że nie wie o kogo chodzi. Powiedzmy otwarcie – nawet ludziom mocno sympatyzujący z prawicą nie mieścił się wtedy w głowie taki rezultat pierwszej tury. Porównać go można jedynie z pokonaniem Niemców na stadionie narodowym przez piłkarzy Adama Nawałki.
Zapewne usłyszymy w najbliższych dniach sto jeden wyjaśnień tego fenomenu. Najczęściej pewnie to, że sam Bronisław Komorowski odstraszył od siebie wyborców. Nie zapominajmy jednak, że to Andrzej Duda ciężko na swój sukces zapracował. Rękami (które ściskał), nogami (przemierzając tysiące kilometrów) i głową. Pokazał, że ma charakter, kręgosłup i silne nerwy. A przede wszystkim wielką determinację, by te wybory wygrać. Z każdym tygodniem przekonywał do siebie kolejne grupy wyborców, przywrócił wiarę w to, że można, jeśli się naprawdę chce i ma na to odpowiednią amunicję.
Wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich być może będzie miał przełomowe znaczenie dla postrzegania polskiej polityki i uczestnictwa w niej obywateli. Wynik Andrzeja Dudy (i Pawła Kukiza także) przekonał bowiem, że nie ma rzeczy niemożliwych i warto się w sprawy publiczne angażować. Bo każdy głos się liczy.
Jak by to banalnie nie zabrzmiało, ten mecz zaczyna się od początku. I nikt nie może już powiedzieć, że jego głos nie ma żadnego znaczenia.
Piotr Legutko