Amerykanie walczą z rasizmem w Europie. By zrobić to u siebie - zabrakło czasu i sił.
29.04.2015 14:20 GOSC.PL
Niedawno szef FBI James Comey w swoim wystąpieniu w Muzeum Holocaustu zapewnił, że wszyscy nowi agenci jego biura mają obowiązek odwiedzić tę placówkę. Po to, by dowiedzieć się, jak dobrzy ludzie z Polski i Węgier, "którzy kochali swoje rodziny, zanosili zupę choremu sąsiadowi, chodzili do kościoła i wspierali dobroczynność", pomagali hitlerowcom realizować zagładę Żydów. Wypowiedź wywołała skandal, polskie władze zażądały przeprosin, których jednak nie otrzymały. Comey bohatersko wytrwał na posterunku bojownika przeciw rasizmowi. Sprawa trochę przycichła.
Tymczasem obserwuję z pewnego dystansu czarno-białą wojnę w Baltimore (albo raczej kolejną bitwę wielkiej wojny, po wcześniejszych potyczkach w Ferguson czy Nowym Jorku) i nie umiem się doczekać, kiedy szef FBI znów zabierze głos i w publicznym wystąpieniu stwierdzi, że wszyscy nowi agenci będą musieli obowiązkowo odwiedzić wyspę Goree, z której wyruszały przez lata transporty czarnych niewolników. Po to, by nigdy więcej nikt nie okazywał pogardy dla drugiego człowieka ze względu na kolor skóry. Problem jest znacznie bardziej aktualny, bo we współczesnej Polsce i Węgrzech nikt już nie podpala stodół z Żydami, a w USA nadal biją Murzynów i strzelają do nich. W gruncie rzeczy niewiele zmienia fakt, że w zamieszkiwanych przez Afroamerykanów dzielnicach-gettach przestępczość kwitnie jak jabłonka na wiosnę, a rasizm w wielu przypadkach działa w dwie strony (nie tylko w Stanach, ale też np. w RPA). Przestępstwa przestępstwami, ale strzelanie do czarnoskórych drobnych oszustów zdarza się w USA nad wyraz często. Szkoda, że Comeya nie bulwersuje nienawiść rasowa, którą ma na własnym podwórku. Bo czy poszczególne przypadki brutalności amerykańskiej policji względem czarnoskórych obywateli nie są równie mocnym dowodem jak pojedyncze przypadki uczestnictwa konkretnych mieszkańców okupowanej przez Niemców Europy w zabijaniu Żydów? Co z tego, że tysiące Polaków, pod groźbą kary śmierci, ratowało synów Narodu Wybranego przed nazistami?
Choć może wcale nie jest tak źle? Może Amerykanie zwyczajnie potrzebują trochę czasu, by nauczyć się, że "inny" to też człowiek. W końcu w Stanach segregację rasową zniesiono dopiero w latach 60 XX w. Dwadzieścia lat po zakończeniu II wojny światowej.
Wojciech Teister