Prezydent Komorowski podpisał konwencję, bo współczuje ofiarom. Czytaj: kto się tym nie zachwyca, sprzyja krzywdzicielom.
13.04.2015 14:40 GOSC.PL
Prezydent podpisał ratyfikację konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. „Nie można w takich sprawach kierować się kalkulacją polityczną czy wyborczą. Po prostu trzeba być zasadniczo po stronie ofiar, po stronie krzywdzonych, po stronie słabszych” – powiedział.
Oczywiście. Prezydent jest w swoich decyzjach absolutnie apolityczny. W każdym razie ten, który składał podpis. Bo skoro stać człowieka na jeżdżenie po kraju w kilkunastu autobusach agitacyjnych jednocześnie, to przecież może sobie pozwolić na to, żeby jeden z Bronków był całkowicie bezstronny. I ten właśnie apolityczny Bronek stanął „zasadniczo po stronie ofiar, po stronie krzywdzonych, po stronie słabszych”. Jak sam przyznał, otrzymał „całą masę różnych listów, stanowisk, apeli od instytucji oraz całego szeregu osób prywatnych” z prośbami „o podpisanie dokumentu Rady Europy, jak i listy wyrażające obawy przed taką decyzją”. Nie powiedział, jakie były proporcje jednych do drugich i od kogo pochodziły jedne i drugie, ale jakie to ma znaczenie. Przecież wspieramy mniejszości, prawda?
Tak czy owak jednak takie stwierdzenie prezydenta oznacza, że ci, co są przeciw konwencji, nie stoją, jego zdaniem, po stronie ofiar, po stronie krzywdzonych i słabszych.
Na tym polega arogancki styl „prezydenta wszystkich Polaków”. Co tam, że najgorętsza orędowniczka konwencji nie zebrała nawet stu tysięcy podpisów, choć jest wicemarszałkiem Sejmu i ma na swoje usługi tabuny zachwyconych żurnalistów w najgłośniejszych mediach (czy jest lepszy sondaż popularności konwencji?) – prezydent wie, że konwencja jest dobra dla Polski. I oczywiście jest potrzebna, bo wprowadza takie rzeczy jak ściganie gwałtu z urzędu, o czym z satysfakcją i uporem prezydent informuje. A że to już też jest w polskim prawie, to co z tego. Kto na to zwróci uwagę? A nawet gdy ktoś zwróci (jak Jarosław Gowin), to i tak zaraz to zniknie w ogólnym szumie pochwalnym, płynącym „z całej Europy”.
Na tym to polega. Kto zadał sobie trochę trudu, żeby krytycznie przeczytać konwencję (ja sobie zadałem), ten łatwo zauważy, że roi się tam od sformułowań genderowych. Już przez to samo – skoro Polska przyjęła ten dokument – obłędna ideologia pomieszania płci wchodzi do polskiego prawa. Teraz już dużo łatwiej będzie oficjalnie wciskać dzieciom w szkołach interpłciowy kit i mieszać im w głowach – no bo przecież podpisaliśmy. Już i tak genderowe komanda ryły w systemie edukacji, nie pytając ani rodziców, ani nauczycieli. Teraz wrota do tego szaleństwa są już otwarte na oścież.
Prezydent uważa, że to nic nie szkodzi. Pewnie – jemu nie zaszkodzi, a wyborczo nawet pomoże, bo większość społeczeństwa nie będzie się zajmować szczegółami. Konwencja jest ponoć przeciw biciu kobiet, a my też – no to o co chodzi? Mamy fajnego prezydenta.
No przecież. Fajny jest. Wszyscy go mają lubić i wybrać na następną kadencję. A Pan Bóg ma mu pomagać. Prezydent powiedział przecież: „tak mi dopomóż Bóg”.
Franciszek Kucharczak