Smutno było patrzeć na polskich kibiców wspierających w Dublinie dopingiem naszych piłkarzy. Powinni być w kraju, a nie za granicą.
30.03.2015 13:35 GOSC.PL
„Gramy u siebie” – tymi słowami polscy kibice zgromadzeni na stadionie w Dublinie przywitali w niedzielę polską reprezentację w piłce nożnej. Z pewnością ich gromkie okrzyki „Polska! Polska!”, a zwłaszcza dobrze słyszalne nawet w telewizji odśpiewanie „Mazurka Dąbrowskiego” dało dodatkowej siły naszym piłkarzom podczas meczu z Irlandczykami – choć do zwycięstwa to nie wystarczyło.
Niestety gdy patrzyłem na wznoszących w górę szaliki z nazwami miast i klubów piłkarskich z kraju – a to „Jarosław”, a to „Pogoń Szczecin” – nieco posmutniałem. Podejrzewam bowiem, że większość z tych kibiców wcale nie przyjechała do Irlandii specjalnie na ten mecz. Oni tam mieszkają na stałe, od miesięcy, albo i lat, często z rodzinami. Coraz bardziej właśnie w Dublinie są "u siebie", a nie w Jarosławiu czy Szczecinie. Wielu z nich tam także zostanie, dla ich dzieci język polski będzie drugim, albo nawet trzecim językiem. Wątpię, by wielu z nich wyjechało na prawdziwie Zieloną Wyspę za wymarzoną propozycją pracy. Raczej trafili tam, bo w Ojczyźnie pracy dla nich nie było. A jeśli była, to poniżej ich kwalifikacji – i robiąc to samo w Irlandii, mogą zarabiać więcej pieniędzy. A mimo to śpiewali „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”.
Mimo zgorzknienia i nostalgii ten odśpiewany przez Polonię hymn daje jednak pewną nadzieję. W niedzielę słyszeliśmy go w Irlandii – wyspie, na której znajduje się zatoka Cork, zwana także „zatoką łez”. To tu z portu Cobh w XIX wieku głównie do Ameryki emigrowały miliony Irlandczyków, by nigdy nie wrócić do ojczyzny. Dziś ich potomkowie stanowią w USA silną i wpływową mniejszość. Współczesnym Polakom o wiele łatwiej wrócić do kraju, ba, mogą latać w tę i z powrotem ile dusza zapragnie – no i oczywiście zasobność portfela i obowiązki zawodowe pozwolą. Jest więc szansa, że Polska w ich sercach nie zginie, nawet jeśli osiądą w Irlandii. Może nawet, w lepszych czasach, wrócą nad Wisłę?
Stefan Sękowski