Na Półwyspie Arabskim wybuchła wojna, w której bierze udział 11 państw.
W całym Jemenie jest tylko jedno kino. W Adenie, byłej kolonii brytyjskiej, południowym porcie u wrót strategicznej cieśniny Bab Al-Mandab, łączącej Ocean Indyjski z Kanałem Sueskim. Szyld kina „Hurricane” przy ulicy Gandhiego, w sercu miasta, zwisa z odrapanego budynku bez dachu. Ale publiczność nie obawia się deszczu. Na drewnianych ławkach siedzą tu ciągle ci sami starcy i bezrobotni, przeżuwający liście qatu, regionalnego narkotyku o właściwościach zbliżonych do amfetaminy. Zlepione zielone kulki wybrzuszają policzki i trwale brązowią zęby. Niektórzy są od tego nerwowi. Codziennie o tej samej porze na pobielonym wapnem ekranie wyświetla się dla nich jakiś wysłużony film, egipski lub indyjski. Mężczyźni zazwyczaj nieczęsto zwracają nań uwagę, jakby znali go na pamięć, rozmawiają lub śpią. Raczej pusto, kobiet nie ma. Zdaniem mieszkańców Sany, stolicy kraju, położonej nieco w głębi lądu, kino jest moralnie podejrzane. Sana leży na północy, w dolinie między łańcuchami górskimi, w których od głębokiego średniowiecza rządzili zajdyci, z odłamu szyizmu charakterystycznego tylko dla tego regionu. Ich wyznanie sięga podziałów w islamie, które powstały niedługo po śmierci Mahometa. Zajdyci uznają za ostatniego świętego imama Zajda ben Alego, jako potomka Mahometa po jego córce Fatimie. W 740 r. Zajd wszczął powstanie i zginął w bitwie przeciwko kalifatowi Umajjadów z Damaszku pod iracką Kufą. Kalif kazał uciąć głowę zwłokom Zajda, ukrzyżować je i pokazywać na ulicach Kufy. Arabscy zajdyci jednak przetrwali – w IX w. założyli w górach Jemenu swoje hermetyczne państwo, kierowane później przez lokalnych imamów przez ponad tysiąc lat, do 1962 roku. Ich szyizm jest mniejszościowy. Od irańskich szyitów dzielą ich doktryna, język, kultura i morze sunnitów. Sada, stare pustynne miasteczko w górach na samej północy, przy granicy z Arabią Saudyjską, jest ich historyczną siedzibą i twierdzą. To oni są powodem zamieszania, które w ubiegłym tygodniu przerwało spokój kinomanów z Adenu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel