Rosjanom jesteśmy winni wdzięczność. Za nazwanie Żołnierzy Wyklętych współpracownikami nazistów. To tylko utwierdza w przekonaniu, że pamięć o Zapomnianych to dzisiaj coś więcej niż historyczna celebracja. To inwestycja.
01.03.2015 18:20 GOSC.PL
Jedno Rosjanom trzeba przyznać: pełny profesjonalizm. Także wtedy, gdy brną w swoich kłamstwach daleko poza granice absurdu. Tak było i tym razem, gdy tuż przed planowanym w Polsce Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych, Rosyjska Federalna Służba Archiwalna „ujawniła” dokumenty, mające wykazać, że ci, których pamięć celebrujemy, tak naprawdę, współpracowali z nazistami. I w gruncie rzeczy przeszkadzali „wyzwolicielom”, czyli Armii Czerwonej, w zwycięskim pochodzie i pogromieniu hitlerowców. Pełen profesjonalizm – bo w wojnie propagandowej, jaką stosuje Moskwa, nie ma miejsca na lapsusy, przypadkowe wypowiedzi, tylko zawsze musi to być podparte odpowiednio zinterpretowanymi dokumentami i opieczętowane najpoważniejszymi instytucjami państwowymi.
Te „rewelacje” o polskim podziemiu specjalnie nie dziwią. Trafnie skomentował je szef IPN Łukasz Kamiński, nazywając to działaniem wzorowanym „na najgorszym okresie komunistycznej propagandy”. W oświadczeniu Kamiński napisał również: „Są one jednocześnie kolejnym przykładem tego, że współczesna Rosja w coraz większym stopniu odwołuje się do dziedzictwa stalinowskiego Związku Sowieckiego. Zamiast dążenia do pojednania, opartego na prawdzie i pamięci, Rosja wybiera drogę konfrontacji, opartej na pogardzie dla ofiar sowieckich zbrodni".
Komentarz trafny, bo tylko tak można nazwać bezczelne powtarzanie przez współczesnych Sowietów (nie, to nie przejęzyczenie) kłamstwa, że każdy, kto nie kłaniał się sztandarom z sierpem i młotem, był sojusznikiem nazistów. Na tym opierało się kłamstwo całego okresu Polski Ludowej. I symbolem walki z tym kłamstwem jest właśnie celebracja pamięci o tych, którzy walczyli o niepodległe państwo – niepodległe od jednej i drugiej zarazy.
Dlatego też, w pewnym sensie, może nawet i warto podziękować Rosjanom za te opary absurdu, w których jakimś cudem jeszcze funkcjonują. Utwierdzają nas bowiem w przekonaniu, że pamięć o Żołnierzach Wyklętych to dzisiaj coś więcej niż historyczna celebracja. W tych niespokojnych czasach, w których „jeszcze trzy rozejmy” i wojska rosyjskie mogą stać już nad granicą z Polską (jak gorzko śmieją się z „porozumienia” w Mińsku autorzy memów w sieci), takie obchody stają się prawdziwą inwestycją w zdolności obronne. Bo poza nowoczesną bronią i sojuszami (a jedno i drugie kuleje), potrzebny jest także duch, który towarzyszył Żołnierzom Wyklętym: poczucie godności i wola obrony suwerenności. Społeczeństwo, przez lata ogłupiane ideologią ciepłej wody w kranie, czekoladowego i tęczowego patriotyzmu czy innych infantylizmów, może mieć pod górkę w sytuacji realnego zagrożenia. Tym bardziej Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych powinien stać się jedną z najważniejszych inwestycji w bezpieczeństwo kraju. I oby na inwestycji się skończyło.
Jacek Dziedzina