Czy ks. Blachnicki zapisujący przed 40 laty: „Otwieramy się na Odnowę w Duchu Świętym” zdawał sobie sprawę, że ta deklaracja jest jak zapalenie zapałki na stacji benzynowej? W poniedziałek mija 30 rocznica jego śmierci.
Jestem „dzieckiem oazowym”. Skończyłem wszystkie możliwe stopnie, a nawet bonusik: Kurs Oazowy dla Animatorów. Patrzę na moich redakcyjnych kolegów i widzę, że większość z nich ma doświadczenie Ruchu. Przez lata nie doceniałem jednak tego, w czym uczestniczyłem. Najciemniej jest rzeczywiście pod latarnią. Z dnia na dzień coraz mocniej zgadzam się z ks. dr. Peterem Hockenem, który już w latach 70. zachwycił się wizją ks. Blachnickiego, a dziś twierdzi, że było to największe przebudzenie duchowe w powojennej Europie. Oaza przełamała m.in. monopol komunistycznego państwa na wychowanie młodzieży, które dla władzy było absolutnym priorytetem.
Im więcej czytam o geniuszu ks. Blachnickiego, tym bardziej jestem porażony jego odwagą, charakterystyczną dla gestów i czynów proroka. „W dzisiejszym świecie nie ostoi się katolicyzm połowiczny, a nawet tzw. głębszy, intelektualny, ale paktujący ze światem w stylu »Tygodnika Powszechnego«” – notował w poniedziałek Zesłania Ducha Świętego 1961 roku zamknięty w więziennej celi. „To wszystko utonie w morzu nowoczesnego pogaństwa. Ostoi się tylko katolicyzm pełny, autentyczny, ewangeliczny, nadprzyrodzony. Trzeba zdecydować się być świętym!”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marcin Jakimowicz