Podczas gdy w Austrii życie toczyło się normalnie, w Polsce za pomaganie Żydom palono rodziny żywcem. Nawet antysemici pomagali Żydom. Pewna austriacka gazeta o tym zapomniała - i oskarża nas o współwinę za Zagładę.
29.01.2015 15:19 GOSC.PL
„Na pomoc od Adolfa mógł liczyć każdy z nas. Bez względu oczywiście na różnice poglądów. O! – chociażby ja. Małoż to razy skakaliśmy sobie z pazurami do oczu, zwłaszcza za moich poznańskich czasów… Pomagał oczywiście ten wojujący antysemita także kolegom Żydom. Sam, jak wiadomo, majątku żadnego nie posiadał, mógł więc jedynie pomoc „organizować”, czyli, mówiąc po prostu, wyżebrywać ją. (…) W bankach, spółdzielniach i spółkach, a także u co zamożniejszych burżujów o endeckiej przeszłości, wyżebrując pożyczki wekslowe i bezzwrotne zapomogi dla młodszych kolegów: prawicowców, lewicowców, klerykałów, wolnomyślicieli, katolików, przechrztów i Żydów”. I jeszcze jeden cytat: „Nasza Rada Adwokacka została zastąpiona wkrótce przez nową, złożoną z narodowców, po raz drugi na czele z dziekanem Leonem Nowodworskim. Przyniosła ona zaszczyt polskiej palestrze, gdyż ci sami ludzie, którzy przed wojną wprowadziliby chętnie, gdyby mogli, numerus clausus na adwokatów-Żydów, w czasie wojny i okupacji odrzucili, powołując się na ustawy polskie i prawo międzynarodowe, żądanie hitlerowskiego okupanta, by wydalić z adwokatury wszystkich kolegów żydowskiego pochodzenia. W drodze represji zostali sami wydaleni z adwokatury i większość musiała się zdelegalizować. Tak to wyglądał w praktyce, tak zwany polski antysemityzm”.
Pierwszy fragment mówi o Adolfie Nowaczyńskim – przedwojennym endeckim publicyście i pisarzu, który w czasie II wojny światowej organizował pomoc dla kolegów po piórze. Pochodzi z opublikowanego przez serwis Lewicowo.pl tekstu „Prawdziwi Polacy”, autorstwa Wiesława Wohnouta – także przedwojennego publicysty, tyle że socjalistycznego. Z kolei autorem drugiego (zamieszczonego we wspomnieniach „Polonia Restituta”) jest Stefan Korboński, p.o. Delegata Rządu na Kraj, który w XX-leciu międzywojennym był wziętym poznańskim i warszawskim adwokatem, politycznie angażował się zaś na lewym skrzydle Stronnictwa Ludowego. Trudno obu posądzić o sympatię dla prawicy, czy antysemickie inklinacje – i dlatego ich świadectwa są szczególnie wiarygodne.
Przytaczam te dwa fragmenty by pokazać, że Polska była krajem, w którym nawet antysemici, choć oczywiście nie wszyscy, pomagali Żydom. Zresztą swoich żydowskich bliźnich (i to nie tylko kolegów po fachu!) ratowali głównie ci, którzy nie mieli wobec nich żadnych uprzedzeń. Można przypominać, że wśród Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata najwięcej osób to Polacy, wskazywać na istnienie Żegoty,, a i tak prędzej czy później ktoś będzie nawoływał Polaków do wzięcia współodpowiedzialności za Holocaust. Taki, jak Erich Nuler z austriackiego darmowego dziennika „Heute” (takie ichnie „Metro”), który dziwi się na łamach pisma, że Bronisław Komorowski podczas obchodów 70. rocznicy wyzwolenia Auschwitz nie wspomniał o polskiej współwinie. „A przecież spośród 3,4 mln polskich Żydów życie straciły 3 mln. Później przemówił Roman Kent, który przeżył Auschwitz i patrzy w przyszłość. Jego propozycja brzmi jak jedenaste przykazanie: >Nie bądź biernym obserwatorem<”.
„Heute”, która niedawno udzieliła szpalt redaktorce własnego serwisu internetowego, by ta mogła prowadzić prywatną wojnę z drogówką, która wlepiła jej mandat za przejechanie rowerem na czerwonym świetle, teraz wytacza działa przeciw polskim „biernym obserwatorom”. Jednak o takich można mówić w Austrii, ale nie w Polsce. Niemcy i Austriacy stosowali na terenie Polski terror, który uczynił z moralnego zła (np. szmalcownictwa) cnotę, a z moralnego dobra (pomocy Żydom) przestępstwo. Tysiące Polaków poniosło śmierć za to, że pomagali swoim sąsiadom – tacy, jak Józef i Wiktoria Ulmowie oraz ich siedmioro dzieci, spośród których najstarsze miało osiem lat, a najmłodsze jeszcze się nie urodziło, rozstrzelanych za ukrywanie Żydów. Albo kilkudziesięciu ofiar zbrodni w Ciepielowie, dorosłych i dzieci, spalonych żywcem za to samo. Przykłady zresztą można mnożyć. W okupowanej Polsce ktoś, kto nie pomagał Żydom, nie był „biernym obserwatorem”, ale człowiekiem, który po prostu starał się przeżyć. Życie przeciętnego Austriaka, o ile nie został powołany do wojska, toczyło się przez większą część wojny całkiem normalnie – mimo Anschlussu to nie był okupowany kraj. W Austrii za pomoc Żydom nie groziła kara śmierci, praktycznie nie istniał ruch oporu, który, jak to w Polsce było, rozstrzeliwał za pomaganie Niemcom w mordowaniu Żydów. Jeszcze po wojnie dzisiejszy błogosławiony Kościoła katolickiego Franz Jägerstätter, który za odmowę służenia w Wehrmachcie stracił głowę, był uznawany za radykała i wariata.
Jeżeli już ponosimy jakąś „odpowiedzialność” za Holocaust, to w tym sensie, że gdyby nie polska gościnność, nie wydarzyłby się na polskich ziemiach. Polska była przed II wojną światową największym skupiskiem Żydów na świecie i to właśnie dlatego najłatwiej było właśnie tu wprawić w ruch całą machinę śmierci. To tu przez setki lat przyjeżdżali z całej Europy Żydzi, wypędzani ze swoich miejsc zamieszkania, także kilkakrotnie z Austrii. Nie dlatego, że Polska była dla nich „rajem”, bo nie była: ale dlatego, że mogli tu względnie spokojnie żyć.
Czasem myślę, że należy już skończyć z przypominaniem Niemcom i Austriakom o winie ich ojców i ich matek za II wojnę światową – i wtedy wyskakuje jakiś Nuler, albo inny Kadelbach od wypaczającego historię serialu, który mi przypomina, że jeszcze nie nadszedł ten czas. Kochani Niemcy i Austriacy: z poczuciem winy radźcie sobie sami – nas, Polaków, w to nie mieszajcie.
Stefan Sękowski