Adwent upływa bardzo szybko: tak szybko jak biegnie czas zimowy… Krótkie dnie i długie zimowe wieczory trochę ograniczają naszą hiperaktywność, trochę rozleniwiają, ale też zmuszają do lepszego wykorzystania czasu, żeby nie utracić cennego światła dnia, którego nie zastąpi nawet najbardziej ekskluzywny LED…
Święta tuż, tuż... Może nawet zbyt blisko, bo jeszcze tyle zakupów nie zrobionych; póki co, to nie świąteczne dekoracje, a kurz ozdabia wnętrze domu, nie mówiąc już o tym, ile to świątecznych potraw czeka na ich przygotowanie…W tym przedświątecznym pędzie i zadyszce za czymś, czego efekty przeminą tuż po świętach, zapominamy, co tak właściwie będziemy świętować: o co tyle hałasu? Po co ten coroczny bój o najlepszą choinkę, najbardziej „wypasione” prezenty, najbardziej wykwintne potrawy…? Czy to naprawdę bój o Boże Narodzenie??? A skoro tak, to czy naprawdę w tym wszystkim pamiętamy o Dostojnym Jubilacie?? A może to już tylko święta choinki, Mikołaja, prezentów, karpia, białego wafelka?? „Niedługo Święta. Ile zapłacimy za choinki?”, „Śnieg na Boże Narodzenie 2014”, „Boże Narodzenie 2014 – wczasy i wakacje samolotem”. O tym piszą dziś tabloidy. O Bogu, którego narodziny wspominamy, gdzieś dużo, dużo później, jeśli w ogóle, bo przecież, nie daj Boże, czyjeś uczucia religijne doznają uszczerbku!
Ale my, jeszcze przecież mamy w sobie pragnienie przyjęcia Boga. Nie za bardzo wiemy jak to uczynić, może jesteśmy trochę zmieszani, trochę zakłopotani, ale przecież, gdzieś na dnie serca czujemy, że ten czas świąteczny jest wyjątkowy dla naszego człowieczeństwa, że o czymś przypomina i do czegoś wzywa.
Taki „standardowy pakiet” naszych duchowych przygotowań do Świąt zwykle zawiera jakieś postanowienia: częstszej i dłuższej modlitwy, lektury Pisma św., rekolekcji i spowiedzi, może uczestnictwa w roratach. Niektórzy podejmują też jakieś wyrzeczenia: nie jedzą słodyczy, nie oglądają TV, nie piją alkoholu, nie palą papierosów. Wszystko to bardzo dobre, o ile jednak nie będzie tylko „sztuką dla sztuki”. W takim przypadku możemy bardzo się zdziwić, że niejedzenie przez trzy tygodnie czekolady nie zaowocowało właściwie żadną przemianą w naszym życiu. Dlatego, na ten czas podejmowania różnych postanowień i wyrzeczeń, adwentowa Liturgia Słowa, najpierw zwraca naszą uwagę na potrzebę czuwania. „Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie” (Mt 13, 33); O czuwaniu, jako odpowiedzi na miłość, mówił św. Jan Paweł II. Czuwaj więc, ale nie z lęku – przed śmiercią czy końcem świata, tylko po to, by nie zaspać, gdy przyjdzie Bóg z darem swej ogromnej miłości. Nie możesz przegapić tej chwili! „Nikt nie wzywał Twojego imienia, nikt się nie zbudził, by się chwycić Ciebie” (Iz 64, 6). Chwyć się mocno Boga, bo tylko tak, w wigilijny wieczór, będziesz mógł podzielić się z tymi, których kochasz, a jeszcze bardziej z tymi, do których miłość wydaje Ci się niemożliwa albo dawno wygasła, nie tylko kawałkiem białego chleba, ale samym Bogiem! Ale stanie się to tylko wtedy, gdy mocno się Go chwycisz, gdy sam będziesz Nim napełniony!
Po tych wskazówkach, Słowo Boże daje nam właściwych przewodników, którzy pomogą je zrealizować, by nie zagubić się na drodze do naszych własnych Betlejem: Maryję - Tę, która najbardziej oczekiwała na przyjście Mesjasza, bo przecież był Jej Synem, i nosiła Go pod swoim sercem; oraz Jana Chrzciciela, który poprzedził przyjście Chrystusa; zapowiedział przyjście Tego, który „chrzcił będzie Duchem Świętym i ogniem.”(Mt 3, 12) „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! (…) wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże.”(Łk 3, 4-6). Przygotować ścieżkę Panu jak Jan Chrzciciel, to nasze adwentowe zadanie. A więc nie skupiać się na sobie: na liczbie swoich wyrzeczeń i postanowień, na tym, co ja jeszcze mogę, co dla mnie jeszcze, ale rzeczywiście zwrócić się ku Temu, który nadchodzi. Jan Chrzciciel, owszem, przyciągnął tłumy, ale nie do siebie i nie dla siebie! „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów” (Mk 1, 7). Chrystus przyjdzie do Ciebie tą właśnie drogą, którą Ty sam Mu przygotujesz, czyli w sposób, w jaki pozwolisz Mu wejść do Twojego serca. Drogą, na której przyciągniesz innych ku Niemu. Może trzeba coś wybaczyć, a może ktoś powinien wybaczyć Tobie? Może trzeba zauważyć kogoś samotnego obok Ciebie? Przyjrzyj się sobie. W którym miejscu w Tobie jest najmniej Boga? Gdzie jesteś do Niego najmniej podobny? Zaproś Go właśnie tam, by wyrównał tę ścieżkę w Tobie. Czuwaj i ufaj oczekiwaniem i ufnością Maryi, ucz się od Niej zawierzenia. Ucz się mówić Bogu „tak”, którego nie cofa się backspacem nawet pod krzyżem…
Może właśnie przyjęcie postawy prawdziwego oczekiwania wystarczy, by dobrze przygotować się do nadchodzących Świąt? Bo, czy my jeszcze pamiętamy, co to znaczy czekać? No bo po co dziś czekać? Skoro wszędzie można zamówić usługę ekspresową, skoro jednym kliknięciem tak wiele można dziś załatwić, to po co czekać…? Bo czekanie wydoskonala naszą miłość. Uczy pokory. Wyzwala z błędnego przekonania, że wszystko należy mi się tu i teraz, że wszystko mogę kontrolować. Trzeba czekać – czuwając - by nie przegapić przychodzącego Boga.
Staraj się wykorzystać ubogie środki, które szczególnie podobają się Bogu. Mamy ich pod dostatkiem i może dlatego często je lekceważymy, szukając nie wiadomo czego i nie wiadomo gdzie; dziwiąc się przy tym, że tyle starań włożyliśmy, a z Panem Bogiem jakbyśmy się rozminęli… Cóż to może być? Codzienne małe troski, tęsknoty, walki ze sobą, z problemami, które spadają i przygniatają czasami w sposób zupełnie nieoczekiwany i niezrozumiały. A my zwykle wtedy szamoczemy się, mamy pretensje do Pana Boga, że już nas nie kocha, bo przecież co to za miłość, która pozwala na takie doświadczenia, która nie reaguje, gdy tak cierpimy… Ale spójrz: żeby naprawdę być człowiekiem czuwającym musisz doświadczyć jakiegoś ogołocenia, jakiejś pustyni („głos wołającego na pustyni”). Ten, który czuwa, to nie ten, którego dopadła bezsenność; albo, który trwa w jakiejś biernej pozycji horyzontalnej; to człowiek gotowy do podjęcia aktywności, człowiek o otwartym sercu, czułym na wołanie Miłości. To też ten, który wie, do czego dąży; wie, czego oczekuje; który zna swoje pragnienia i wie, że zostały one złożone przez Boga w jego sercu nie po to, aby były jedynie ckliwymi marzeniami; wierzy, że Bóg da mu łaskę do ich realizacji. Wcześniej jednak, musi doświadczyć ogołocenia, jakiejś formy zubożenia: może przez cierpienie, może przez doświadczenie, aby zrobić miejsce na dar, który przygotował dla niego Bóg.
25 grudnia może być tylko kolejną czerwoną kartką w kalendarzu, którą zrywa się przy suto zastawionym stole, melodii „Last Christmas” i sentymentalnym blasku choinkowych światełek… I znów możesz rzucić wytartym frazesem: „święta, święta i po świętach”, wracając do codziennych obowiązków taki sam jaki byłeś… Jakość przeżycia tych Świąt będzie efektem Twojego do nich przygotowania. Doświadczysz cudu albo zostaniesz pusty… Nie czekaj jednak na zjawiska nadprzyrodzone, bo Pan Bóg nie tylko te wyznaczył, aby do Ciebie mówić. Wybrał zimną grotę na miejsce swego narodzenia, więc Ty też szukaj Go w prostych znakach! Jeśli będziesz czujny, nie obawiaj się, że Go nie rozpoznasz! Zostaw to Jemu: On wie, jak poruszyć Twoje serce, wie jak narodzić się w Tobie, byleby tylko było tam przygotowane dla Niego miejsce, choćby najskromniejszy żłóbek…
Monika M. Zając/ www.hmt.org.pl