Polskie firmy coraz mniej wydają na płace. To odbije się czkawką także im samym.
18.11.2014 12:11 GOSC.PL
Coś niedobrego dzieje się w Polsce z pensjami - pisze „Puls Biznesu”. - Od 2009 r. średnia pensja rosła realnie (po uwzględnieniu inflacji) w tempie zaledwie 1,5 proc. rocznie - pisze Jacek Kowalczyk. To znacznie wolniej, niż wydajność pracy. W efekcie pensje pracowników wynoszą ok. 54 proc. wszystkich wydatków przedsiębiorstw. To o 10 punktów procentowych mniej, niż jeszcze w 2001 roku.
O tym, że płace rosną nierównomiernie z produktywnością, mówi już od dłuższego czasu ekonomista prof. Mieczysław Kabaj. Z wywiadu, jakiego udzielił swego czasu „Nowej Konfederacji” wynika, że gdyby od 2001 roku rosły proporcjonalnie, pensje mogłyby być o ok. 30 proc. wyższe. Byłoby to jeszcze zrozumiałe, gdyby przedsiębiorcy wydawali różnicę na innowacje, inwestowali w rozwój firmy. Niestety - tak nie jest: nasze firmy mało inwestują w rozwój, nie są innowacyjne (w UE gorzej pod tym względem jest tylko w Bułgarii), przedsiębiorcy wolą pieniądze wydawać na obligacje skarbowe lub lokować w bankach.
Oczywiście nie wszyscy i nie w każdej branży - całkiem nieźle sytuacja wygląda np. w budownictwie. Jednak gdy spojrzy się na cały rynek pracy z góry, tak to właśnie wygląda. Podwyżki zdarzają się rzadko, a jeśli, to są niewielkie. Według Advisory Group TEST Human Resources - przede wszystkim dla kadry zarządzającej i specjalistów. Na podwyżki najrzadziej liczyć mogą pracownicy fizyczni, zresztą stosunkowo najsłabiej zarabiający. Dzieje się tak, ponieważ przedsiębiorcy wyższych pensji płacić zwyczajnie nie muszą. Mamy wysokie bezrobocie, więc jeśli się pensja nie podoba, to fora ze dwora.
Niestety, taka polityka płacowa polskich przedsiębiorstw odbije się czkawką nam wszystkim. Niskie płace są bowiem jednym z powodów masowej emigracji zarobkowej Polaków. Ale odbije się także na samych przedsiębiorcach – gdy ludzie mało zarabiają, mogą mniej kupić, zwłaszcza towarów produkowanych u nas w kraju. A mało kto już na starcie nastawia się na eksport.
Nie ma co się tłumaczyć zacofaniem, tym, że minęło „dopiero” 25 lat od upadku komunizmu, że konkurujemy z innymi krajami przede wszystkim tanią siłą roboczą. Tak można myśleć, jeśli chce się na stałe zostać montownią świata, a nie gospodarczym tygrysem - a i wtedy jest to myślenie krótkowzroczne, bo zawsze można znaleźć miejsca, gdzie można produkować jeszcze taniej. Świata nie zdobędzie się w pojedynkę – a na to biznes będzie skazany, jeśli ludzie będą wyjeżdżać za chlebem za granicę.
Stefan Sękowski