Piszę ten list pod wpływem rozczarowania brakiem polityki historycznej prowadzonej przez naszą władzę. Brak ten zawsze oceniałem krytycznie (niezależnie od ekipy rządzącej), ale czarę goryczy przelały dopiero zaściankowe obchody 70-tej rocznicy Powstania Warszawskiego.
Przez dwadzieścia parę lat żyłem w przeświadczeniu, że świat podziwia naszą historię, a zwłaszcza bohaterstwo Polaków z czasów drugiej wojny światowej – no bo my pierwsi we wrześniu, potem partyzantka, Powstanie Warszawskie, Karski, Monte Casino. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przyjeździe na staż studencki do Tuluzy (jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych) wziąłem przypadkowo do ręki przewodnik po krajach Europy Środkowej. Otwarłem na rozdziale „Polska” - podrozdział „Historia” - akapit „Polacy i Żydzi”. Zacząłem czytać. Myślałem, że krew mnie zaleje. Otóż według autorów przewodnika w obozach koncentracyjnych (oczywiście „polskich”) Polacy i Niemcy wspólnie mordowali Żydów. Niestety, jeszcze wiele razy potem usłyszałem „Zbyszek, ty jesteś równy facet, ale powiedz czemuście tak tych Żydów w czasie wojny mordowali”. Ze zdumieniem musiałem przyjąć do wiadomości, że Żabojady nie mają pojęcia o historii. W każdym razie nie o naszej. Nie wiedzą nawet, że w 1940 roku Polacy im pomagali. Nie wiedzą też, że, w przeciwieństwie do nas, z faszystami kolaborowała prawie cała Europa Środkowa. Stopniowo musiałem się przyzwyczaić do tego, że dla nich Polska to Papież, Waleza, Fibak, Boniek, bieda, zimny klimat no i oczywiście… antysemityzm (pewnie teraz jest tak samo, z tym, że zamiast Bońka i Fibaka są Lewandowski i Radwańska).
Po powrocie do kraju zacząłem sobie zadawać pytanie, czy wszyscy na Zachodzie tak postrzegają naszą historię. Na szczęście okazało się, że nie. Spotkani Anglicy świetnie wiedzieli, że najlepsi piloci w Bitwie o Anglię to Polacy, a np. Niemcy znali Sobieskiego. Zacząłem się też pocieszać, że jak już będziemy bogatsi i zyskamy na znaczeniu, to zaczniemy skuteczniej forsować nasz punkt widzenia. I rzeczywiście. W czasie 60-tej rocznicy Powstania Warszawskiego jakby coś drgnęło. Przyjechał Schroeder. Nisko się pokłonił. Był Colin Powell. Parę innych ważnych osobistości. No i proszę – zachodnie media o tym napisały. I to sporo. Amerykański CNN pytał, jak takie wydarzenie mogło być do tej pory niedostrzegane.
Z niecierpliwością czekałem na obchody 70-tej rocznicy Powstania. Teraz przecież znaczymy więcej. Jesteśmy w Unii. Jesteśmy zamożniejsi. Zastanawiałem się, która z głów państw przyjedzie. Może Holland, może Cameron? Oczywiście oprócz Merkel (bo jej udział w obchodach wydawał mi się oczywisty). W międzyczasie zdążył mnie jeszcze wkurzyć ten wstrętny serial „Unsere Fater, Unsere Mutter”. Nie mam telewizora, wiec siłą rzeczy nie mogłem go obejrzeć w całości. Oglądnąłem sobie za to kilka fragmentów w Internecie. Co za paszkwil. Polscy partyzanci przesłuchują chłopską rodzinę, czy aby ta nie ukrywa Żydów. Aż wreszcie przyszedł lipiec 2014. No i co? Okazuje się, że żadnej Merkel nie będzie. Żadnego Hollanda ani Camerona też nie. Zresztą w ogóle nie wiadomo, czy cokolwiek będzie.
O obchodach 70. rocznicy Powstania nie napisał na zachodzie prawie nikt. Jakaś jednominutowa migawka w euronewsach, coś tam w jednym z niemieckich dzienników (chyba z pięć sekund). W najważniejszych programach i gazetach (CNN. Le Figaro, itp.) – ani słowa. Czemu to tak jakoś tym razem? Zrozumiałem (jak mi się wydaje) parę tygodni później. Tusk na szefa Unii! A kto go lansuje? Merkel! No i wszystko jasne. Żadna tam wystawa o Powstaniu w Berlinie mnie nie przekona. Pies z kulawą nogą o niej nie napisał. Przespaliśmy świetny moment na wyprostowanie paru kłamstw i mitów.
Pora na podsumowanie. Jestem bardzo daleki od nacjonalizmu. Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy nie sprzedawać Niemcom ziemi. A niech kupują. Podobnie z dwujęzycznymi napisami na Opolszczyźnie. Mnie one cieszą. Znaczy się – żyjemy w normalnym, cywilizowanym kraju. Bardzo też lubię współpracować z Niemcami zawodowo. Są profesjonalni, dokładni, słowni i całkiem życzliwi (no, ci ze wschodu jakby ciut mniej). Uważam jednak, że najwyższa pora na rozpoczęcie prawdziwej polityki historycznej. Nie wiem, kto miałby się tym zajmować – może IPN? Może MSW? Może jeszcze ktoś inny? Wiem natomiast, że jeśli w mądry i systematyczny sposób nie zaczniemy odkłamywać historii, to na zawsze zostaniemy w Europie katami Żydów. Były (jeśli dobrze pamiętam) jakieś przemówienia Polaków o „Powstaniu” w Parlamencie Europejskim i to jest dobre na początek, ale niestety nie wystarczy. Trzeba dotrzeć do tłumu. Takie nasze „Unsere Fater”. Na początek proponuję Powstanie Warszawskie i Sobieskiego pod Wiedniem.
Zbigniew Juroszek