Leży mi na sercu ciężarem sutanna, a raczej jej brak, i nie mojej, tylko księży. Czemu zamiast sutann są tylko koloratki, a czasem nawet i tego brakuje? Jak ja mam wyjść i odważnie głosić Chrystusa, jak widzę, że osoby duchowne, moi przewodnicy i pośrednicy w drodze do Boga, nie są odważni w pokazywaniu na ulicy kim są? Ja rozumiem, że upał, podróż, załatwianie spraw cywilnych, że niewygodnie i niepraktycznie ale... kto powiedział, że to życie, głoszenie Słowa Bożego, będzie wygodne i praktyczne?
Gdyby czasy były inne, gdyby nie ta globalna walka cywilizacji śmierci z chrześcijaństwem, gdyby nie ten medialny przekaz niszczący wszystkie wartości duchowe, to pewnie nie byłoby to takie ważne, nie miałoby takiego kolosalnego znaczenia dla nas, osób świeckich. A tak, spotykam na ulicy, widzę w telewizji księdza w marynarce i koloratce i... robi mi się smutno, jest mi żal, że moi kapłani sami oddają "pole walki", sami nie dają świadectwa.
Jeszcze siostry zakonne uchowały się i nie mają koloratek, jeszcze bracia zakonni chodzą w habitach ale księża w sutannie - rzadkość.
A do tego wszystkiego ten Synod... i głosy (nie wszystkich) najwyższych hierarchów kościelnych o Komunii dla rozwodników, oczywiście pod specjalnymi warunkami.
Jestem żonaty i 21 lat temu przysięgałem Bogu przed ołtarzem, że nie opuszczę żony aż do śmierci, koniec, kropka, żadnych dodatkowych warunków. A było przez te 21-lat różnie i ta świadomość przysięgi pomagała, by to "różnie" zawsze kończyło się dobrze. A teraz moi kapłani, przewodnicy do Boga, dają mi warunki do tej przysięgi, że już nie do śmierci... Ja tego nie pojmuję. Małżeństwo to sakrament i dar, ale czasem też krzyż. I mam zdjąć krzyż, jak tylko zacznie mnie uwierać, by było mi lżej? Takie są plany zwierzchników Kościoła? To gdzie ja dojdę bez tego krzyża?
Mariusz Wojtkiewicz
«
‹
1
›
»