Żylna choroba zakrzepowo-zatorowa zabija co roku dwa razy więcej osób w Unii Europejskiej, niż łącznie umiera z powodu raka piersi, prostaty, HIV/AIDS i w wypadkach drogowych - alarmują eksperci z okazji Światowego Dnia Zakrzepicy, obchodzonego 13 października.
Rocznie z powodu tego schorzenia w UE ginie ponad 500 tys. osób. Jak przypominają specjaliści, żylna choroba zakrzepowo-zatorowa (ŻchZZ) jest trzecim najczęstszym schorzeniem układu krążenia w Polsce, obok zawału serca i udaru mózgu.
Na przykład zawał serca występuje co roku u ok. 100 tys. osób w Polsce, natomiast zakrzepica żył głębokich i zatorowość płucna, czyli dwie składowe ŻchZZ - odpowiednio u 56 tys. i 35 tys. osób, wyjaśnia prof. Krystyna Zawilska, przewodnicząca Grupy ds. Hemostazy Polskiego Towarzystwa Hematologów i Transfuzjologów.
Według prof. Witolda Tomkowskiego, prezesa Fundacji do Walki z Zakrzepicą Thrombosis, liczba przypadków ŻChZZ i związana z nią olbrzymia śmiertelność są jednak w Polsce niedoszacowane, a sam problem wciąż niedoceniany - zarówno w społeczeństwie, jak i w środowisku lekarzy.
Do rozwoju zakrzepicy żył głębokich niezbędne są trzy czynniki: zastój krwi w naczyniach żylnych, uszkodzenie ściany naczynia i zmiany w krzepliwości krwi. Prof. Zawilska zwraca uwagę, że schorzenie to może dotyczyć każdego odcinka układu żylnego - najczęściej żył w łydkach, udach, ale też w jamie brzusznej, żył mózgowych czy oka. "Jej wczesnym powikłaniem może być zator płucny, który często prowadzi do nagłego zgonu" - mówi hematolog. Dochodzi do niego, gdy skrzeplina, która oderwała się w naczyniu żylnym, powędruje do tętnicy płucnej, powodując jej zator.
"Zatorowość płucna jest najczęstszą przyczyną nagłych zgonów chorych leczonych w szpitalu. Jeżeli nie rozpozna się tej choroby i nie leczy jej, to śmiertelność dochodzi do 34 proc., natomiast jeśli ją rozpoznamy i leczymy, obniża się znacząco - do mniej więcej 2-8 proc." - tłumaczy prof. Zawilska.
Prof. Tomkowski przypomina, że objawami zakrzepicy żył głębokich mogą być: ból łydki, jej zaczerwienienie, obrzęk kończyny - zwłaszcza jednej - i taki, który pojawia się nagle, nadmierne wypełnienie żył powierzchownych nogi, ból w przebiegu żyły. Wtedy należy szybko zgłosić się do lekarza, a ten powinien ocenić ryzyko żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej i w zależności od tego wdrożyć odpowiednią diagnostykę, wyjaśnia specjalista.
"Ponad 50 proc. takich pacjentów zgłasza się do lekarza rodzinnego, dlatego konieczne są rozwiązania systemowe, które dałyby lekarzom POZ, ale też innych specjalności, możliwość szybkiego wykonania - w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia - USG żył głębokich i oznaczenia D-dimeru" - zaznacza prof. Tomkowski. Oznaczenie D-dimeru jest badaniem służącym do wykluczenia żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej.
Według specjalistów opóźnienie w rozpoznaniu tej choroby i w podjęciu leczenia zagraża życiu pacjenta. "Dlatego dostęp do badania USG, które potwierdza lub wyklucza zakrzepicę, powinien być możliwy w trybie nagłym. Tymczasem w Polsce wykonuje się je po kilku tygodniach lub miesiącach" - podkreśla dr hab. Tomasz Urbanek, prezes Polskiego Towarzystwa Flebologicznego.
Prof. Zawilska zwraca uwagę, że ŻChZZ jest schorzeniem bardzo podstępnym. Zakrzepica żył głębokich daje objawy tylko u 30 proc. pacjentów, w pozostałych przypadkach przebiega bezobjawowo lub ze skąpymi objawami. Z kolei zatorowość płucna tylko w 10 proc. przypadków daje objawy, takie jak nagła duszność, kaszel, osłabienie, niecharakterystyczne bóle w klatce piersiowej, spadek ciśnienia, krwioplucie.
Dlatego bardzo ważna jest edukacja społeczeństwa i środowiska medycznego na temat grup ryzyka żylnej choroby zakrzepowo-zatorowej, uważają specjaliści. Należą tu przede wszystkim osoby poddawane operacjom chirurgicznym, długo unieruchomione, cierpiące na chorobę nowotworową. Ryzyko schorzenia rośnie też u kobiet ciężarnych i stosujących terapię hormonalną.
Prof. Zawilska podkreśla, że 60-75 proc. przypadków zachorowań na ŻchZZ ma związek z hospitalizacją. Jest to również druga przyczyna zgonów pacjentów z chorobą nowotworową, po samym nowotworze.
Ryzyko schorzenia rośnie wraz z wiekiem - 70 proc. pacjentów z ŻchZZ ukończyło 60 lat. Nie oznacza to jednak, że nie chorują również ludzie młodzi, podkreśla hematolog. Przykładem może być Kamila Skolimowska, polska mistrzyni olimpijska w rzucie młotem, która zmarła w wielu 26 lat z powodu zatorowości płucnej.
"Chcielibyśmy, aby każdy pacjent, który trafi do szpitala - niezależnie, czy na oddział zabiegowy, ortopedyczny, czy zachowaczy - wywierał presję na swojego lekarza, aby ten ocenił u niego ryzyko powikłań zakrzepowo-zatorowych. To może zdecydować o jego dalszych losach" - podkreśla prof. Tomkowski.
Zdaniem dr. Urbanka taka ocena powinna być też prowadzona w lecznictwie ambulatoryjnym u chorych wysokiego ryzyka.
Specjalista zaznacza, że podstawę leczenia ŻchZZ stanowią leki przeciwkrzepliwe (które mają zapobiec narastaniu zakrzepów).
"Leczenie profilaktyczne w tym schorzeniu jest proste, bezpieczne, skuteczne i uzasadnione ekonomicznie" - podsumowuje prof. Zawilska.